wtorek, 9 września 2014

Pierwszy OFF-ROAD(zik)

Przebieg: 240 500

Wprawdzie seryjny WJ, w dodatku na w miarę cywilizowanych oponach, nie nadaje się raczej do śmigania po pachy w jakichś bagnach, ale zgodnie z tym co stwierdzili wcześniej Koledzy możliwości terenowe ma podobno nieporównywalnie lepsze od innych "pseudoterenowych" SUV-ów. Do przedwczoraj wierzyłem na słowo, ale cały czas męczyło mnie, że ponad pół roku jeżdżę Jeepem, ale w ogóle nie znam jego możliwości terenowych. Innymi słowy, jeśli przyjdzie co do czego to nie bedę w stanie nawet z grubsza ocenić czy mogę się rzucić na daną przeszkodę czy też nie...

Na szczęście nieoceniony Jarek zorganizował przedwczoraj "lajtowy off-road" (połączony ze zbieraniem grzybów, żeby i żony miały coś z takiej wycieczki). Hmm, "lajtowy" to może on był, ale dla chłopaków w podrasowanych XJ-tach, ja parę razy nieźle się spociłem ;-)
Ale po kolei. Wystartowaliśmy w 4 auta z BP w Baranowie i pojechaliśmy w okolice Wronek i pięknej Puszczy Noteckiej. Początek przebiegał bez szaleństw: trochę dróg gruntowych, trochę polnych, trochę delikatnego piasku, aż w końcu dojechaliśmy w taką okolicę:


No i fajnie: miałki piasek, po którym można trochę "popływać", lekkie górki, OK. Z czasem zaczęło się robić ciekawiej:


I jeszcze ciekawiej :-)



Problem jest taki, że zdjęcia ABSOLUTNIE nie oddają wrażenia jakie te "górki" robiły na żywo :-( Patrząc na 2 powyższe zdjęcia można sobie tylko z grubsza uświadomić jakie momentami zdarzały się nachylenia. Myślę, że spokojnie 20-25 stopni, i to nie przez 5 metrów, ale bardziej 30-40. I sypki piaseczek... Dość powiedzieć, że jeden z podjazdów Frontera musiała brać na 2 razy bo za pierwszym podejściem nie dała rady. XJ jadący przede mną podjechał pod tę górkę bez większych problemów, a mój WJ ... TEŻ DAŁ RADĘ za pierwszym razem :-) Oczywiście z zapiętym reduktorem. Wprawdzie blisko szczytu zaczęło się buksowanie i samochód prawie stanął w miejscu ale w końcu doczołgał się do wierzchołka. I tu właśnie lekko się spociłem z wrażenia, a właściwie to zacząłem się pocić już w momencie kiedy z daleka zauważyłem tę górkę :-)
Po około pół godzinie takiej trasy stanęliśmy i poszliśmy w las na grzyby, ciesząc się perspektywą powrotu tą samą trasą :-)


Jak mogę podsumować tego typu wyjazdy?

1. Przede wszystkim jestem teraz pewniejszy Jeepka - po pokonaniu tych wszystkich dziur, korzeni, polnych dróg i w końcu tego piachu bez najmniejszej awarii wzrosło moje zaufanie zarówno do jego możliwości, jak i niezawodności.

2. W końcu mam pewność, że napęd działa tak jak powinien, czyli dopina przód w trybie "all time" albo ciągnie od razu na 2 osie w trybie "Low" - gdyby coś było z tym nie tak w życiu nie wygrzebałbym się z tego piachu.
 
3. Nie bez znaczenia (zwłaszcza dla żony) było też nazbierane wiadro grzybów :-)

4. Ale jest też mały minus - jeśli masz wypieszczone auto, którego używasz na codzień na dojazdy do roboty, wożenie dzieciaków, itp. (tak jak ja) to w pewnym momencie może Ci się go zrobić szkoda (tak jak mi). Do teraz pamiętam ten łomot buksującego napędu na szczycie górki ... Tak że cieszę się bo poznałem trochę możliwości Jeepka, ale jednocześnie wybiłem sobie z głowy jakieś "poważniejsze" imprezy off-roadowe. Tym autem ... :-) :-)


PORADA - jeśli podjeżdżasz pod stromą górkę, czyli przez przednią szybę widzisz tylko niebo, to zwolnij przy dojeżdżaniu do szczytu. Bo za nim, owszem, może być płasko, ale bardziej prawdopodobne, że będzie tak samo stromo W DÓŁ :-)