czwartek, 24 kwietnia 2014

Diagnostyka przodu

Przebieg: 236 725

Przyszedł czas na sprawdzenie przedniego zawieszenia, do którego małe zastrzeżenia miał diagnosta podczas przeglądu. No to jazda na szarpaki... W tym momencie polecam stację diagnostyczną Koprasa w Dopiewie pod Poznaniem, chyba jednego z największych pasjonatów motoryzacji w Polsce - można by długo pisać o jego kolekcjach oraz o nim samym ale zrobili to już inni, np. tutaj
W każdym razie moim zawieszeniem zajął się sam Mistrz i ... nic nie znalazł! Stwierdził, że wszystko chodzi jak w zegarku, i że jeśli bardzo bym chciał to mogę ewentualnie pomyśleć o nowych amortyzatorach, ale to tak przyszłościowo. Normalnie aż głupio :mrgreen: - czyli jednak da się wyjechać Jeepem od mechanika bez zostawiania standardowego 1500 zł :mrgreen:! Aż sobie kupiłem z tej okazji butlę napoju wyskokowego. 
No nic, przy okazji rozpoznam temat amortyzatorów, ale to ze spokojem...

PS. Nie wiem czy to zasługa Jarka czy Kopras tak po prostu ma ale kiedy zapytałem ile płacę usłyszałem "zostawcie sobie na piwo"  :)

DYFERENCJAŁ - co każdy chłopiec wiedzieć powinien?

Mechanizm różnicowy, hmmm, większość z nas z grubsza orientuje się jak działa i do czego się przydaje. Wiadomo, że pozwala na to aby półosie jednej osi mogły obracać się z różną prędkością będąc jednocześnie napędzane jednym wałem. Jest parę fajnych filmików w sieci, które bardzo dobrze to pokazują. I wszystko jest jasne kiedy mówimy o normalnych warunkach pracy dyferencjału, czyli po prostu o jeździe auta na wprost albo na zakrętach. Gorzej jeśli wrócimy do rozważań z poprzedniego postu, czyli co się dzieje jeśli samochód stoi, wał napędowy stoi, a kręcą się tylko koła, pojedynczo albo razem ale w przeciwnych kierunkach?? Moja wyobraźnia się w tym momencie "skończyła". Dlatego postanowiłem zakupić małą pomoc naukową żeby to sprawdzić :-) :-). No i tak powstał krótki filmik - zapraszam do obejrzenia:




No i wszystko jasne :-)

UWAGA - mechanizm pokazany na filmiku to "goły" dyferencjał, który w takiej postaci NIE MA RACJI BYTU w napędach! Dlaczego? Ano dlatego, że w takim surowym mechanizmie różnicowym nic nie zapobiega sytuacjom, w których jedno koło stoi w miejscu a drugie się cały czas kręci. I w takim przypadku jeśli np. jednym kołem staniemy na lodzie, a drugim na czymś mniej śliskim mogłoby zdarzyć się tak, że cały moment z wału napędowego pójdzie na buksowanie kołem na lodzie (bo ma ono mniejszy opór tarcia)  a drugie koło będzie stało w miejscu - bezsens, zwłaszcza w aucie terenowym. Dlatego w dyferencjałach stosuje się dodatkowo różne rodzaje blokad (to nazwa potoczna, fachowo nazywa się je: mechanizmy różnicowe o zwiększonym oporze), które spinają półosie i nie pozwalają na wystąpienie opisanej sytuacji (np. sprzęgła wiskotyczne, wykorzystujące ciecze o lepkości, która zmienia się wraz ze zmianami temperatury).

sobota, 12 kwietnia 2014

Przegląd techniczny

Przebieg: 236 340

No to wybiła godzina przeglądu. W sumie to nie spodziewałem się żadnych niespodzianek bo auto było w ostatnim czasie kilkukrotnie przeglądane przez mechaników. Jedyne co mnie zastanowiło to jak typowa stacja diagnostyczna poradzi sobie z napędem na dwie osie. Najpierw pomyślałem, że załatwię to reduktorem, ale szybko wyprowadzono mnie z błędu :mrgreen: Okazuje się przełożenie dźwigni biegów na N odłącza skrzynię od silnika, a przełożenie reduktora na N odłącza skrzynię od reduktora i tyle - osie pozostają cały czas spięte sprzęgłem wiskotycznym, czyli napędzanie rolkami jednej osi spowoduje dołączenie drugiej i wyskok auta z rolek. No a potem zaczęła się dyskusja jak do tego podejść... Po przeczytaniu 4 stron wątku, które powstały w odpowiedzi na moje pytanie byłem właściwie w punkcie wyjścia bo pojawiły się teorie o uszkodzeniu reduktora przez takie badanie, o tym że diagności jak słyszą, że samochód ma taki napęd to w ogóle nie wpuszczają go na rolki tylko robią po prostu jazdę próbną, itd. itp. (chociaż były też prawidłowe rozwiązania "problemu", no ale utonęły w gąszczu różnych innych dziwnych teorii). 

Stwierdziłem więc, że jednak zaufam diagnoście (akurat ten, do którego jeżdżę sprawia wrażenie całkiem łebskiego faceta). A on nie miał żadnego problemu - coś tam poklikał i ustawił tak że jeśli rolki napędzają lewe koło to prawe rolki są "na luzie" i pozwalają żeby prawe koło kręciło się swobodnie w przeciwnym kierunku i potem to samo z drugą stroną.

A ponieważ trochę znam tego diagnostę to poprosiłem żeby zrobił przegląd zawieszenia w sposób DRASTYCZNY, siedział w kanale pod autem chyba z 5 minut i jedyne co stwierdził to "lekko luźne drążki kierownicze" (o ile dobrze pamiętam) i "jakiś minimalny wyciek", wszystko to na lewym przodzie... Oczywiście nie było to nic co uniemożliwiłoby pozytywną ocenę techniczną - przegląd został zaliczony bez żadnego problemu. Aczkolwiek i tak w przyszłym tygodniu przyjrzy się temu "przodowi"  kaczucha300td bo ja nie toleruję żadnych "lekkich" ani "minimalnych" usterek!


PORADA - jeśli przy przełączaniu reduktora z pozycji N w górę słyszysz taki wyraźny STUK to się nie przejmuj: to trzaskają zęby przekładni bo nie ma tam synchronizacji (dzięki za to info Gryzli).


POPRAWKA - Kolega agmar z wiadomego forum trochę mnie oświecił w temacie napędu w Jeepie i musiałem sprostować wpis: w QD nie ma opcji żeby koła jednej osi kręciły się w przeciwnych kierunkach! Normalny, "czysty" mechanizm różnicowy umożliwia taki numer, ale w Jeepie jest blokada vari-lok i kręcenie kołami w przeciwnych kierunkach to zdecydowanie ZŁY POMYSŁ. Tak że przy pozostawieniu drugiego koła na luźnych rolkach zacznie się ono kręcić W TYM SAMYM kierunku co koło napędzane, zacznie się również kręcić wał napędowy, co spowoduje że za chwilę dołączy się druga oś. No i teraz po prostu nie wiem dlaczego Jeep nie wyskoczył mi z tych rolek... Może prędkość rolek, tudzież czas ich działania były po prostu za małe...

środa, 9 kwietnia 2014

Na bieżąco

Ponieważ pomysł prowadzenia tego bloga powstał prawie 3 miesiące po zakupie wszystkie dotychczasowe wpisy miały charakter retrospektywny. Ale opisałem już wszystko co działo się z autem dotychczas i od tego miejsca wpisy będę starał się robić na bieżąco.

Jeep - klimatyzacja

18-03-2014 | Przebieg: 236 000

Podczas przeglądu klimy okazało się, że w układzie jest bardzo mało czynnika chłodzącego więc trzeba było to zdiagnozować. Serwisowcy zalali go więc azotem z jakimś dodatkiem żeby zobaczyć gdzie jest nieszczelność. Przez noc zleciało praktycznie wszystko i po krótkich poszukiwaniach stanęło na tym, że trafiona jest chłodnica. Oczywiście tradycyjnie cena oryginału mnie zabiła (chłodnica 2100 zł + osuszacz 600 zł) więc zacząłem szukać zamiennika - na forum Jeepa znalazłem namiar na firmę z Bydgoszczy. Z czystym sumieniem polecam bo firma ma spory wybór sprzętu dostępnego od ręki (a nie dopiero po ściągnięciu z zagranicy), bardzo sprawnie się komunikuje (odpowiedzi na maile przychodzą w ciągu 2-3 godzin) i nie ucieka od problemów.

Teraz tylko kwestia jaka ta chłodnica?? Bo z rozmów na forum wynika, że w WJ-tach można spotkać ich 3 rodzaje ... Kiedy jednak zadałem to pytanie w sklepie odpowiedź wskazała jednoznacznie na jeden typ (być może te inne rodzaje występują w innych rocznikach). Tak że w roczniku 2004 mamy "zespoloną chłodnicę oleju" (opis ze strony sklepu - zespoloną bo chłodzi też olej do wspomagania), taką jak na rysunku obok. Generalnie najlepiej sprawdzać jaki typ chłodnicy posiadamy patrząc, w których miejscach są gniazda węży i punkty mocowania.
Tak w ogóle to do wyboru dostałem zamienniki 3 różnych firm:
* AC PLUS (Korea, 12 mies. gwarancji) - 360 zł,
* NRF (Holandia, 24 mies. gwarancji) - 410 zł,
* NISSENS (Dania, 24 mies. gwarancji) - 460 zł.
A ponieważ Nissens robi (a przynajmniej robił) chłodnice na pierwszy montaż dla Porsche mój wybór był jasny :-)

Druga istotna kwestia przy wymianie chłodnicy klimy to tzw. OSUSZACZ. Kwestia jest istotna dlatego, że Jeep zaleca żeby "w razie poważnych rozszczelnień układu" wymieniać również osuszacz, który kosztuje 600 zł i NIE MA ZAMIENNIKÓW! Czyli w moim przypadku musiałbym wydać na to ustrojstwo więcej niż na całą chłodnicę! Na szczęście są ludzie, którzy tez przez to przechodzili i z ich doświadczeń wynika, że osuszacz trzeba wymieniać tylko jeśli auto jeździ z totalnie rozwaloną klimą i to przez dłuższy czas. W przypadku rozszczelnienia wystarczy porządnie przyłożyć próżnią (tak ze dwa razy dłużej niż normalnie) i jest git. Ja tak zrobiłem (serwisowcy zostali specjalnie przypilnowani) i wszystko gra!
Tak że z robocizną, dezynfekcją, uzupełnieniem czynnika zmieściłem się w 900 zł i był to taki wydatek satysfakcjonujący bo po pierwsze mam nową chłodnicę, a po drugie ustrzegło mnie to od śmierci pompy klimatyzacji, która zapewne by nastąpiła gdybym używał klimy nie wiedząc, że ucieka mi czynnik.

Specjalne podziękowania za pomoc w temacie klimatyzacji (i nie tylko) dla Kolegi GH_Stargard z forum Jeepa.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Wtryskiwacze w CRD

07-03-2014 | Przebieg: 235 700

Jak wiadomo silnik w Jeepie 2,7 CRD to rzędowa piątka 270-CDI Mercedesa. I jak to w dieslu: jeśli masz auto z przebiegiem w okolicach 200 tys. km to należy liczyć się z tym że podkładki pod wtryskiwaczami mogą już puszczać (zresztą same wtryskiwacze też powoli mogą się rozszczelniać - dzięki za wszystkie uzupełnienia Gryzli). Usunięcie tego problemu polega na wymianie kosztujących dosłownie parę złotych podkładek pod wtryskiwacze  i w sumie jest banalne... ale nie w Jeepie :-) A przynajmniej nie do końca. Chodzi o to, że amerykańscy konstruktorzy mieli chyba jakiś słabszy dzień i umieścili silnik w komorze w taki sposób, że swobodny dostęp jest tylko do wtryskiwaczy 1-3, a czwórka i piątka zachodzi pod podszybie i można wprawdzie je obejrzeć i zdiagnozować ale wyciągnąć nie ma jak...

No i teraz zgadnijcie, na którym wtryskiwaczu serwis wykrył mi nieszczelność podczas przeglądu silnika? Tak, OCZYWIŚCIE kuźwa na piątym! Pech ... 
No i co teraz? Generalnie są dwie szkoły:
a) zgodna ze sztuką - polega na opuszczeniu całego silnika, tak żeby uzyskać dostęp,
b) metoda typu "Polak potrafi" czyli, uwaga, wycięcie dziury w podszybiu, tak żeby można było wyjąć wtryskiwacze bez opuszczania silnika, przez tę dziurę.
I można się śmiać z tej drugiej metody, ale tylko dopóki nie usłyszy się o kosztach jakie niesie metoda pierwsza - serwis merca wycenił mi ją tak:
* podkładka wtryskiwacza, 5 szt. - 16 zł,
* demontaż/montaż wtryskiwaczy + uszczelnienie - 1500 zł.
Nie, nie pomyliły mi się zera ... i to w dodatku jest cena po maksymalnym rabacie jaki mógł mi dać kumpel. A wszystko przez to, że trzeba było opuszczać silnik. Oczywiście w warsztatach "u pana Stasia" cena takiej usługi waha się w okolicach 600-800 zł. Niestety nie znam żadnego "pana Stasia" sprawdzonego na tyle żeby powierzyć mu opuszczanie silnika i grzebanie przy wtryskiwaczach. Tym bardziej, że te ustrojstwa po takim okresie eksploatacji potrafią się zapiec tak, że są nie do ruszenia - też przeżyłem jeden dzień grozy kiedy chłopaki z serwisu zadzwonili mi, że ten lejący wtryskiwacz jest tak zapieczony, że nie wiedzą czy w ogóle dadzą radę go ruszyć bez uszkodzenia. No ale dali ...
I teraz mam wszystko szczelne, jak w nowym wozie :-)

A skoro auto stało w serwisie przez 3 dni to jeszcze kazałem zrobić 2 rzeczy:
* te sworznie zdiagnozowane na samym początku przez ASO. To już był pikuś, wyszło niecałe 1000 zł ;-),
* pełny przegląd klimy - i JAKŻE BY INACZEJ, okazało się, że z klimą nie jest dobrze... Ale o tym w następnym wpisie.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

JEEP WJ - Fakty i Mity

28-02-2014 | Przebieg: 235 700

Jeżdżę Jeepem już prawie 2 miesiące więc jestem już starym wyjadaczem :-) To oczywiście żart ale do paru z tych bardziej ogólnych obiegowych opinii o aucie mogę się ustosunkować. Pierwszą z nich i jednocześnie NAJBARDZIEJ CHYBIONĄ jest:

1. Grand Cherokee to wielka krowa - NIC BARDZIEJ MYLNEGO!
Owszem, wrażenie "wielkości" jest bezdyskusyjne, ale zacząłem się nad nim zastanawiać od momentu kiedy stanąłem na parkingu obok jakiegoś Avensisa kombi, który wydał mi się wręcz dłuższy od Jeepa! Poprzeglądałem wymiary różnych aut i mocno się zdziwiłem. Myślę, że też się zdziwicie jeśli powiem, że stara dobra Octavia kombi jest ... tak tak, DŁUŻSZA i SZERSZA niż Grand! Wystarczy spojrzeć na poniższe rysunki (rysunki nie są w tej samej skali - trzeba patrzeć na wymiary):



Jeep WJ vs Octavia III kombi - rozmiary.
Owszem na rysunku jest Octavia trójka, która lekko urosła w stosunku do dwójki, ale powiedzmy sobie szczerze, że Skoda nie jest akurat największą z limuzyn jeżdżących po drogach ... A najlepsze, że pomimo to wnętrze Jeepa jest bardzo obszerne - prawdopodobnie amerykanie zastosowali tutaj jakieś zaginanie czasoprzestrzeni :-) :-) A tak poważnie to wrażenie "wielkości" Jeepa bierze się chyba po prostu stąd, że jest o jakieś 30 cm wyższy od plaszczaków.


2. Grand Cherokee to samochód terenowy - Hmmm...
Nie jestem off-roadowcem więc nie będę się wymądrzał (wiem, że są Grandy z tak podrasowanym zawieszeniem, że w terenie mogą odstawiać numery prawie że przeczące prawom fizyki :-) ale jeśli mówimy o modelach seryjnych to podejrzewam, że jeśli wpadniesz Jeepem na leśną, podziurawioną drogę z prędkością 60 km/h to zostawisz na niej zawieszenie tak samo szybko jak zwykła osobówka, no, może 100 metrów dalej). Powiem tylko co jest fajne z punktu widzenia mieszczucha:
a) duży prześwit - oczywiście GENIALNA sprawa na wszelkie wysokie krawężniki, albo różne "niespodzianki" na drodze. Mieszkam na osiedlu, na którym developerzy wybudowali bloki, ale drogi pozostawili nieutwardzone i jeżdżąc tu seatem całkiem często zdarzało mi się przeszorować podwoziem o glebę, a żeby tego uniknąć czasami trzeba było toczyć się dosłownie 10km/h. To samo jeśli chodzi o nieutwardzone miejsca, powiedzmy, parkingowe - zwłaszcza po deszczu ziemia przy krawężnikach tak się osuwa, że długie metry parkingów są wolne bo nie sposób tam wjechać bez walnięcia podwoziem w krawężnik albo nawet lekkiego zawieszenia się. W Jeepie wszystkie takie miejsca są moje :-)
b) napęd na 2 osie - sprawdza się nie tylko w trudnym terenie. Wystarczy, że zostawię auto na "parkingu", który jest właściwie kawałkiem łąki i w nocy spadnie ulewny deszcz. Rano trzeba się wtedy czasami nieźle namęczyć żeby wygrzebać jednoosiowca z błota. W Jeepie przestaje się w ogóle myśleć o takich problemach :-) Oczywiście nie muszę chyba wspominać o tym jak napęd 4x4 zachowuje się zimą; do dzisiaj pamiętam jak kiedyś wyjeżdżając seatem z parkingu musiałem stanąć na podjeździe (pochylenie max. 15 stopni) żeby przepuścić ludzi na chodniku. I tak jak stanąłem tak zostałem, dopóki parę osób mnie nie popchnęło. A wcale nie był tam jakiegoś lodu, tylko ubity śnieg. W Jeepie o tego typu problemach również się zapomina.


3. Silnik 2,7 CRD pali poniżej 10 litrów na setkę - I tak, i nie :-)
Piszę o tym ponieważ dość często można w ogłoszeniach sprzedażowych wyczytać informację typu "ekonomiczny silnik, spalanie 9l/100km" itp. I w zasadzie jest to częściowa prawda - jeśli robisz dziennie 50 km po niezbyt uczęszczanych drogach, z dwoma sygnalizatorami świetlnymi na krzyż po drodze to jest szansa, że zamkniesz się w tych 10 litrach. Kiedy jestem w trasie i jadę sobie spokojne 90-110 km/h to na komputerze widzę bardzo przyjemne 8-9 l/100. Niestety 80% czasu jazdy Jeepem marnuję na stanie w poznańskich korkach - a wtedy na komputerze rzadko kiedy widzę mniej niż 14 l/100. A w praktyce, jak spojrzę na zapiski z tankowań wychodzi coś około 15. Ale wiecie co Wam powiem? Mam to gdzieś, Jeep jest warty płacenia za takie spalanie :-)
SPROSTOWANIE - jeśli chodzi o te "zapiski z tankowań" to odnosiły się one do okresu luty-kwiecień, czyli kiedy było dość zimno (okolice zera stopni). W momencie kiedy piszę to sprostowanie (początek maja) właśnie uzyskałem wynik 12,4 litra/100 km - czyli może jednak latem będzie lepiej :-) Będę to śledził i opisywał w blogu.

--------------------

UZUPEŁNIENIE - poprosiłem o rzut oka na blog bardziej doświadczonych użytkowników Jeepa i kilku z nich (pozdrawiam Gryzli i GCLucas :-) ) trochę się na mnie oburzyło, że w punkcie 2 zdecydowanie spłyciłem możliwości terenowe Granda. Najlepiej będzie jak po prostu przytoczę ich słowa:

GCLucas:
Myślę, że trochę zaniżyłeś zdolności terenowe seryjnego Granda ;) Jeep spokojnie poradzi sobie z naprawdę wymagającym terenem, natomiast z twojego opisu wynika, że WJ jest jak każdy mały cross-over, krawężniki, trochę błota, nieutwardzone drogi... to są zdolności terenowe, ale Toyoty RAV4 a nie granda ;)
Myślę, że piaskownie, leśne wertepy oraz lekkie przeprawy przez rzekę to bardziej zdolności terenowe seryjnego Grand Cherokee.

A Kolega Gryzli pozwolił na umieszczenie filmiku, który pokazuje możliwości jego seryjnego Jeepa:

https://www.youtube.com/watch?v=iAdB8PN9JtA

I jeszcze jego komentarz do tego filmiku: 
... ravka nie dała by rady bo nie ma reduktora, ciągnie na przód i tył dopina z opóźnieniem - od razu siedzi w tym piachu po silnik. Pod tą górkę nawet patrol diesel nie wyjechał ...


Dziękuję bardzo Panowie!

Jeep WJ - olej w skrzyni biegów?

25-02-2014 | Przebieg: 235 600

Wymieniać czy nie wymieniać  - oto jest pytanie :-) Sytuacja jest trochę głupkowata bo w zaleceniach serwisowych dla WJ-ta zostało napisane, że skrzynia jest BEZOBSŁUGOWA i nie wymaga wymiany oleju. I w związku z tym normalnie bym jej nie ruszał ALE jak się zapyta o tę kwestię serwis to z reguły miny przybierają dosyć niewyraźne, typu "nooo niby nie trzeba, ale w zasadzie to można, nie zaszkodzi", itp. itd. Owszem, można tu snuć teorie, że serwis jest żywotnie zainteresowany zarobieniem pieniędzy na tej wymianie i może być nieobiektywny w tej opinii, więc pomyślałem że popytam jeszcze gdzieś indziej. I tu okazało się, że mam znajomego (pozdrawiam Robert), który szefuje w jednym z serwisów Mercedesa - no to jestem w domu :-) Jego pierwsze słowa były "pierwsze słyszę, że jest jakaś skrzynia merca, w której nie trzeba zmieniać oleju, ale sprawdzę to". No i zaczął sprawdzać - według tego co ustalił faktycznie mercedes wypuszczał taką skrzynię, ale tylko do roku 2002 (chyba) wspominali o bezobsługowości, potem zalecali już normalne wymiany. Tak że po pierwsze wcale nie jest pewne, że każdy WJ ma właśnie ten model bezobsługowy, a po drugie Robert stwierdził "bezobsługowa czy nie, ja tam zawsze zalecam wymianę oleju co 60 tysięcy, a najlepiej co 30". Tak że w sumie rozwiał moje wątpliwości. 
Zostawiłem więc auto na wymianę oleju, który przebiegł całkowicie bezboleśnie jeśli nie liczyć ceny: 800 zł (chociaż jak na taką robotę i to w autoryzowanym serwisie merca to jeszcze pół biedy). Dokładnej marki zastosowanego oleju nie znam bo był brany "z beczki markowanej mercedesem", ale wiadomo, że jak na razie nie wymyślono żadnego zamiennika dla dedykowanego oleju mercedesa MB 236.14.
A przy okazji okazało się, że jednak warto było ruszyć tę skrzynię ponieważ wyszło, że wtyczka od jej sterowania trzyma się na słowo honoru (polepiona silikonem, zawilgocona, itp.). W razie gdyby spadła albo zrobiła zwarcie samochód staje i tylko laweta ...
Niestety gorzej, że przy okazji tej wymiany poprosiłem o rzut oka na "całokształt" silnika - no i ten rzut oka wkrótce będzie mnie kosztował dużo więcej :-( Ale o tym w kolejnych postach...

PORADA - kupując olej do skrzyni biegów pamiętaj, żeby od razu kupić też uszczelkę - ulega ona zniszczeniu podczas rozkręcania skrzyni.

niedziela, 6 kwietnia 2014

"PUFFF" i spadek mocy, szarpanie ...

12-02-2014 | Przebieg: 235 100

Dzisiaj po paru minutach jazdy depnąłem trochę mocniej (ale też bez przesady) i usłyszałem (nawet niezbyt głośne) PUFF, no i silnik zaczął się zachowywać jakby "chciał a nie mógł" - od zera jeszcze jakoś się kula ale już na dwójce zaczyna nabierać obrotów o wiele wolniej niż powinien, po czym obroty lecą w dół. I tak w kółko... Silnik i skrzynia się męczą bo przez to szarpanie obrotów ciężko jest go wkręcić na tyle żeby w ogóle przerzucił na trójkę. O co chodzi?

Zaraz zaraz, pamiętam, że w Seacie miałem podobną sytuację jak zleciał mi przewód powietrza z intercoolera - może tutaj jest to samo? Rzut oka pod maskę i moim oczom ukazuje się taki oto widok:


Hmm, specjalnie się na tym nie znam ale ten gruby wąż ewidentnie nie powinien sobie wisieć w powietrzu :-) Na szczęście ma on sprytną obejmę, którą łatwo można poluzować i zacisnąć zwykłym śrubokrętem więc 5 minut roboty i wąż wraca na swoje miejsce a silnik zaczyna działać tak jak powinien. Uff, parę złotych w kieszeni ...

Dodam jeszcze, że kilka dni temu zalałem do silnika Militec. W Seacie problem z przewodami powietrza RÓWNIEŻ WYSTĄPIŁ w 2-3 dni od zalania tego preparatu. Czyli chyba jednak jakoś działa bo w takie zbiegi okoliczności raczej nie wierzę.

Opony dla Jeepa

11-02-2014 | Przebieg: 235 100

O oponach dla Jeepa można oczywiście napisać pięciotomową Encyklopedię :-) I jeśli nie jesteś ortodoksem oponowym to lepiej zbytnio się nie zagłębiaj w ten temat bo szybko utoniesz w rozważaniach co lepsze na błoto, na piach, na ubity śnieg, na sypki śnieg, itd. itp. i wylądujesz z czterema kompletami opon na różne okazje i pory roku, a każdy po 2500 zł.
Ja w 95% jeżdżę po mieście i w związku z tym mam takie założenia:
a) zimą w mieście i tak poruszamy się przez większość czasu w brei jaką tworzy śnieg posypany solą i w związku z tym właściwie to najlepiej mieć opony, które dobrze radzą sobie po prostu na czymś mokrym i błotopodobnym, bo
b) jak służby zaśpią i nie posypią to i tak trafimy na ślizgawkę, na której żadna opona nie da rady,
c) jeśli masz napęd na 2 osie to zimą nawet na zajechanych oponach letnich i tak poradzisz sobie lepiej niż jakikolwiek jednoosiowiec z choćby najlepszymi zimówkami :-)

W związku z powyższym od razu założyłem, że będę szukał opon uniwersalnych, na cały rok. Ufff, co za ulga - w końcu nie będę się musiał zastanawiać 2 razy w roku "czy to już czas na zmianę?" :-)
Pierwotnie wybór padł na Pirelli Scorpion (coś około 600 zł sztuka na Oponeo), ale zadałem pytanie na forum Jeepa i tam jednoznacznie polecono mi Bridgestony Duellery (dzięki GH_Stargard). A ja raczej słucham ludzi bardziej doświadczonych ode mnie więc kupiłem je bez większego zastanawiania się. W cenie 430 zł za sztukę i dodam, że ludzie z serwisu, w którym od lat zmieniam opony byli w szoku "jak TAK PRZYZWOITA i tak duża opona może kosztować tak śmieszne pieniądze?" :-)

Tak że POLECAM!

PORADA - pamiętaj, że auta z napędem na 2 osie wprawdzie o wiele lepiej od jednoosiówek ruszają i sterują po śniegu ALE HAMUJĄ DOKŁADNIE TAK SAMO KIEPSKO.

MILITEC

07-02-2014 | Przebieg: 235 000

Na temat tego preparatu toczą się "odwieczne" spory: że to zwykłe naciągactwo, że absolutnie nic nie daje, z drugiej strony, że niby stosuje to armia USA, są w sieci filmy jak samochody które go dostały  jeżdżą nawet po spuszczeniu oleju z silnika, itp. itd. I chyba normalnie bym go nie użył, ALE zalałem go kiedyś do Seata... I oczywiście nie było żadnych spektakularnych efektów działania typu spadek spalania, czy ciszej działający silnik, ale z drugiej strony podczas tej zimy kiedy zdarzało się w nocy minus 25 stopni Leon nigdy nie zawiódł, odpalał nawet bez jakiegoś większego "zastanawiania się". A dla diesli takie temperatury to już małe wyzwanie ...
Poza tym z tamtych czasów została mi jedna butelka preparatu (akurat na silnik + jeszcze trochę zostaje) więc stwierdziłem, że zaryzykuję :-) No i poszło 200 ml do silnika i jakieś 20-30 do układu wspomagania. I co do silnika to żadnych wymiernych rezultatów nie widzę, ale jeśli chodzi o wspomaganie to WYDAJE SIĘ, że pompa zdecydowanie się uspokoiła. Wcześniej "pojękiwała" sobie przy skrętach, teraz też czasami się odezwie, ale rzadziej, tylko przy skrętach zupełnie na maksa. Nie wiem, może to zbieg okoliczności, nie wyrokuję, piszę tylko jak jest ...

sobota, 5 kwietnia 2014

kaczucha300td atakuje

30-01-2014 | Przebieg: 234 800

Celowo poświęcam osobny wpis użytkownikowi forum Jeepa kryjącemu się pod nickiem kaczucha300td. Po prostu w dzisiejszych czasach trudno o tak rzetelnego mechanika! Już wcześniej pisałem, że zaczęliśmy od podjechania na szarpaki żeby zdiagnozować te tylne wahacze (dodam jeszcze, że nic mnie to nie kosztowało), a teraz wszystko zostało umówione, płyny zakupione, więc przyszedł czas żeby oddać mojego kochanego Jeepa w jego ręce. Oczywiście wszystko zostało zrobione bez żadnych problemów i w terminie, a poniżej powiem tylko co szczególnie mnie ujęło podczas współpracy z Jarkiem:

1. O profesjonalnej diagnozie już wspominałem - jak powiedziałem, że trzeba sprawdzić wahacze to nie było żadnego walenia młotkiem po zawieszeniu tylko pojechaliśmy na szarpaki i wszystko ładnie wyszło, a całe to badanie było niejako w cenie.
2. Sensowna wycena - bez żadnego "dogadamy się", czy wchodzenia w zbędne szczegóły. Do zrobienia jest to, to, to i to, jeżeli nie będzie niespodzianek to zajmie mi to N dniówek, czyli XXX złotych i wszystko jasne. Dodatkowym plusem takiej wyceny jest to, że różne drobiazgi Jarek robi niejako "w tle", na zasadzie "musiałem czekać aż zleci olej, więc machnąłem pasek klinowy" :-)
3. "Full service" - jak nie wiesz gdzie albo jaką część kupić, to nie ma problemu - Jarek kupił wszystko co potrzebne do zrobienia wahaczy po wcześniejszym ustaleniu czy chcę tanio, czy porządnie :-). Tak że jak ktoś nie ma czasu albo nie bardzo się orientuje to jedyne co musi zrobić to dostarczyć i potem odebrać auto z warsztatu. Dodam też, że jego podejście jest bardzo racjonalne: większość mechaników zaproponowałaby mi w tej sytuacji zakup i wymianę całych wahaczy - Jarek stwierdził, że skoro same wahacze są OK to po co przepłacać, lepiej kupić i wymienić same gumy. Mimo że musiał w tym celu jeździć gdzieś do kolegi na prasę żeby je osadzić. A ja miałem dzięki temu parę setek w kieszeni.
4. I jeszcze jedna rzecz, której trudno nie docenić - przez te parę dni zamawiania gratów i potem roboty NIE ZDARZYŁO SIĘ, żeby Jarek nie odebrał któregoś z moich licznych ;-) telefonów. Jak raz nie zdążył odebrać to oddzwonił jeszcze zanim zdążyłem ponownie wybrać numer... 

Tak że po niecałych dwóch dniach pobytu w warsztacie Jarka odebrałem Jeepa ze świeżutkimi płynami ustrojowymi :-) zrobionymi tylnymi wahaczami i jeszcze przy okazji założonym nowym paskiem klinowym, i to wszystko w cenie około 2 tyś. zł (licząc razem z tym co wydałem na płyny).

No i Jeep w końcu przestał tańczyć :-)

Pakiet startowy czyli pierwsza toaleta

30-01-2014 | Przebieg: 234 800

Kupując Jeepa bez aktualnej historii serwisowej (u mnie kończyła się ona gdzieś w okolicach roku 2011) OBOWIĄZKOWO realizujemy tzw. pakiet startowy, czyli wymianę najważniejszych płynów eksploatacyjnych w samochodzie. A w przypadku auta z napędem na 2 osie trochę tego jest. Nie muszę dodawać, że wytyczne Jeepa jednoznacznie zalecają stosowanie dedykowanych wyrobów Mopara, natomiast na szczęście nie zawsze jest to konieczne. Poniżej wymienię co zrobiłem wraz z krótkimi komentarzami.

1. SILNIK - tu sytuacja jest stosunkowo prosta: silnik Mercedesa to nie jest jakiś wysoce zaawansowany model, więc wystarczy przyzwoity olej 10W40. Ja zalałem Mobila 2000:

Nie pamiętam dokładnie, ale wchodzi coś pomiędzy 6-7 litrów.







Czasami można spotkać się z teoriami, że lepiej jest zalać 5W40, ale jest to trochę dyskusja o wyższości Świąt ... W każdym razie pokazane po prawej zalecenia Jeepa mówią jednoznacznie, że 5W40 stosujemy wtedy gdy temperatura spada trwale ("consistently") poniżej minus 12 stopni. No a ile w Wielkopolsce mamy takich dni ...









2. REDUKTOR - tu również sytuacja jest prosta: nie oszczędzamy, lejemy Mopara, tym bardziej że nie jest jakoś drastycznie drogi, około 80 zł za litrową butlę, a trzeba kupić tylko dwie, bo do reduktora wchodzi coś około 1,7 litra. Na zdjęciu poniżej pierwszy od lewej.

3. MOSTY - tu zaczynają się małe schody. Jak zobaczyłem cenę Mopara dedykowanego do mostów to spadłem z krzesła: coś około 160 zł za litr, a trzeba kupić 4 litry, bo do jednego mostu wchodzą ponad 2 litry, do drugiego ponad 1. Cały problem polega na tym, że trzeba kupić olej do przekładni wyposażonych w tzw. układ ograniczonego poślizgu. NA SZCZĘŚCIE jest przyzwoity zamiennik: Castrol SYNTRAX LIMITED SLIP 75W-140 (pośrodku na zdjęciu poniżej). Sporo Jeepowców używa go jako zamiennik i nie narzekają; ja również zrobiłem na nim już parę tysięcy km i wszystko gra. Dosyć ciekawa jest kwestia ceny tej mikstury - na allegro można go znaleźć już za 35 zł/litr. I o mało co już bym kupił w tej cenie, ale do myślenia dało mi, że kilku innych sprzedawców (pokazujących, że ściągają markowe oleje w potężnych ilościach) ma go po około 65 zł - może jestem dziwny ale kupiłem w tej droższej cenie :-)

4. WSPOMAGANIE - tu można zaszaleć i kupić Mopara (około 60 zł/litr), ale można też kupić coś klasy ATF II D. Ja pierwotnie kupiłem Mopara, ale podczas wymiany coś mu się stało, zaczął się pienić (dokładnie już nie powiem bo nie robiłem tego osobiście) i ostatecznie do wspomagania powędrował specyfik pokazany poniżej (pierwszy od prawej).

Płyny ustrojowe do Jeepa (reduktor, mosty, wspomaganie).

5. CHŁODZENIE - nie ruszałem bo jakoś zapomniałem :-) Z tego co czytałem to spokojnie daje radę zwykły Prestone, tylko w dosyć dużej ilości, około 14 litrów.

6. SKRZYNIA BIEGÓW - to osobna historia :-) Wkrótce poświęcę jej oddzielny wpis.

No i fajnie! Tylko kto mi to wszystko powymienia?? Jak nietrudno się domyślić będzie to Jarek - poświęcę temu osobny wpis.



PORADA - jeśli kupujesz do wspomagania Mopara to warto wcześniej zalać coś tańszego żeby przepłukać układ.

piątek, 4 kwietnia 2014

Jeep - śmierć akumulatora

27-01-2014 | Przebieg: 234 700

7 rano (-8 stopni), wychodzę do roboty, odpalam, silnik kręci może przez sekundę i cisza ... Kolejne próby i jeszcze gorzej, silnik w ogóle już się nie odzywa - tylko klika jakiś przekaźnik ale poza tym nic się nie dzieje (zegary tylko jeszcze zaczynają "skakać"). Przy czym na pierwszym "kliku" stacyjki wszystko się ładnie zapala (i potem normalnie gaśnie), oświetlenie kabiny, central, wszystko działa...
Jestem w lekkiej kropce bo zawsze dbałem a akumulatory i NIGDY nie miałem takiej sytuacji, więc nie wiem czy to klasyczny objaw padu akumulatora czy może coś poważniejszego? Najgorzej, że stoję w miejscu tak obstawionym innymi autami, że może być problem z podejściem kablami...
No ale nic... przez dwie ostatnie noce było po minus 15 stopni, stanu aktualnego akumulatora nie znam więc zakładam optymistycznie, że to jego wina i jadę po nowy (przy okazji polecam bardzo solidny sklep z akumulatorami w Poznaniu - dobre ceny i rzetelne podejście - kiedyś pojechałem tam autem z aku w nieznanym mi stanie z pytaniem czy go zmieniać. Pan podłączył jakieś czarodziejskie urządzenie i stwierdził, że na razie nie ma potrzeby. Wszystko bezpłatnie).

Oczywiście akumulator do Jeepa to nie przelewki :-) mały to on nie jest - dobieramy coś z katalogu - jako, że nie uznaję dziadowskich oszczędności kupuję porządną Vartę (440 zł):


I od razu pokazuję na zdjęciu miejsce, w którym należy szukać mocowania akumulatora w Jeepie bo nie jest to takie oczywiste (trochę się naszarpałem zanim je ustaliłem) - potrzebny jest klucz nasadowy (chyba dziesiątka z tego co pamiętam), żeby poluzować tę śrubę przysłonięta kablem na zdjęciu poniżej:


Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek: w Jeepie akumulator jest na takiej podstawce z rantami, coś jak tacka. I ten akumulator (dobrany z katalogu pod Granda) wprawdzie pasuje do tacki ogólnym gabarytem, ale ma jakąś taką podstawkę, która wystaje poza obrys tacki i uniemożliwia poziome wpasowanie - postarałem się to pokazać na rysunku poniżej:


Wprawdzie w tej pozycji da się podłączyć klemy i zamknąć maskę (jedynie wężyk do odprowadzania gazów nie sięga do otworu w aku) ale nie o to chodzi. Na szczęście wystarczy ostry i porządny nóż, którym można ściąć wystające elementy tej podstawki i wtedy wszystko gra.

Po tym zabiegu Jeep odpala "na dotyk" - uffff ...

PORADA 1: kiedy pada akumulator nie kieruj się tym, że działa central, radio, wszystkie zegary, itp. - diesel potrzebuje porządnego kopa do odpalenia.

PORADA 2: jeśli to możliwe to do wymiany aku zorganizuj sobie jakąś pomoc - klamot jest dość ciężki, a i dostęp do niego nie jest tak wygodny jak w autach, które stoją 30 cm niżej.

Jeep rodzinny

25-01-2014 | Przebieg: 234 700

Pierwsza trasa w większym towarzystwie: nasz dwuletni Grzdyl leci z fotelikiem na środek, po bokach siadają Mama i Babcia, z przodu Dziadek - REWELACJA - wszyscy szczęśliwi. Mały zadowolony, że zyskał inną perspektywę patrzenia do przodu :-), kobiety z tyłu siedzą sobie po bokach z całkowitym luzem, pomimo fotelika na środku - w Seacie (i innych małych osobówkach) rzecz NIEWYKONALNA - Babcia, która jest słusznych rozmiarów, raczej by się nie wcisnęła obok fotelika. A tu spokojnie. Odpadają więc tematy podróżowania w takim zestawie dwoma samochodami! Kolejna rzecz, która tylko powiększa mojego banana na twarzy :-)

Jeep tańczy - diagnostyka wahaczy

17-01-2014 | Przebieg: 234 400
 
Od paru dni jeżdżę już Jeepem, z nieustającym bananem na twarzy :-) Na tym etapie najbardziej zauważalny jest kiepski stan tylnych wahaczy - na nierównościach auto pracuje nie tylko góra-dół ale również delikatnie przesuwa się lewo-prawo, tańczy. Dość głupie uczucie - trzeba się tym zająć w pierwszym rzędzie, oczywiście razem z wymianą wszystkich płynów ustrojowych.
Zajmie się tym wkrótce poznański Mistrz w temacie terenówek kaczucha300td (pozdrawiam Jarek) - jadę do niego na diagnozę. Pierwsze co mnie pozytywnie zaskakuje to że diagnoza nie polega na waleniu młotkiem po zawieszeniu, tylko jedziemy na tzw. szarpaki - auto wjeżdża na ruchome płyty, które wytrząsają je we wszystkie strony, a Jarek stojąc pod nim wszystko już wie. Umawiamy się, że on kupi wszystkie potrzebne klocki (dla mnie bardzo wygodna opcja, tym bardziej że ma rabaty wszędzie gdzie się da), ja kupię płyny i jak wszystko będzie gotowe to zostawię mu auto. Wkrótce poświęcę temu osobny wpis...

czwartek, 3 kwietnia 2014

Mój Ci On!!

14-01-2014 | Przebieg: 234 000

No to jestem w pięknym Szczecinie. Z duszą na ramieniu wchodzę do ASO, a tam mechanik wita nas tekstem: "w sumie to dawno nie widziałem tego rocznika Jeepa w tak dobrym stanie" ...

YES, YES, YES :-) :-) :-)

Jedyne znalezione usterki to:
- wyrąbane tylne wahacze,
- sworznie prawy przód też powoli do wymiany,
- kończący się pasek klinowy,
- pompa wspomagania w stanie nienajlepszym,
- miernik grubości lakieru pokazuje, że prawy przedni błotnik mocno naszpachlowany.

Jak dla mnie całkiem nieźle - wyszły rzeczy, które nie powinny dziwić w aucie z takim przebiegiem.

No to idziemy do auta W KOŃCU je obejrzeć. Moje pierwsze luźne wrażenia (dodam, że jest to mój pierwszy raz kiedy wsiadam do Granda), kolejność przypadkowa:
- ale on wielki,
- czy te siedzenia są zarwane, czy po prostu takie wygodne?,
- ale fajnie się wsiada i wysoko siedzi,
- w środku przestrzeń jak w małym pokoju :-),
- hmm, ale miejsca na nogi aż tak dużo wcale nie ma,
- całkiem przyzwoicie gra radio (dużo lepiej niż w Seacie),
- silnik chodzi jak w małym czołgu,
- jak coś mi się jeszcze przypomni to dopiszę.

Tak że jestem z lekka wystraszony marką, z którą nie miałem jeszcze styczności ale generalnie zdeterminowany do zakupu. Formalności, mała negocjacja ceny i w końcu za 22 000 zł zostaję właścicielem Grand Cherokiego 2,7 CRD, Laredo, rocznik 2004!

Zdjęcie z trasy do Poznania (okolice Gorzowa).

No to wracam do Poznania, jednak nie pociągiem :-)

Trasa mija spokojnie, chociaż pogoda fatalna, przez większość drogi leje deszcz więc specjalnie nie mogę się nacieszyć jazdą - wrażenia, które zapamiętałem z tej mojej PIERWSZEJ jazdy Jeepem (należy pamiętać, że poprzednie 2 lata jeździłem niskim i dosyć twardym Leonem dwójką):
- siedzi się wygodnie jak u babci na kanapie :-)
- auto dosyć mocno buja się na nierównościach (taka jego uroda),
- poza tym tył dosyć mocno "tańczy" poprzecznie, no ale to wina wahaczy (efekt zniknie po wymianie),
- w środku dosyć głośno słychać silnik i powyżej setki pojawiają się jakieś dziwne drgania wyczuwalne na pedale gazu,
- w lusterkach bocznych widać "cały świat", ten samochód chyba nie ma martwych stref,
- przyspieszenie, jak na taką 2-tonową krowę, jest całkiem niezłe,
- a GENERALNIE to mam po prostu przysłowiowego banana na twarzy :-) Trudno to opisać, ale to połączenie przestrzeni w środku, wygodnych foteli, podwyższonej pozycji kierowcy jakoś tak podbudowuje ego ;-) JEST DOBRZE!

środa, 2 kwietnia 2014

Klamka zapadła


Wymyśliłem sobie, że poszukam modelu z silnikiem CRD. Dlaczego? Chyba głównie dlatego, że trochę się przestraszyłem tych wielkich silników benzynowych 4 i 4,7 litra. A właściwie to ich spalania - 25 litrów na setkę w mieście to trochę nie na moje nerwy :-) Poza tym 90% tych modeli ma zamontowany gaz, a ja mam w robocie podziemny parking z zakazem gazu, i kółko się zamyka. A poza tym CRD to w końcu silnik Mercedesa, czyli niby taki porządny. Zdania na ten temat są oczywiście podzielone, ja jak na razie decyzji nie żałuję.

Jeśli chodzi o wersję wyposażenia to paradoksalnie preferowałem najniższą (Laredo) ponieważ:
* i tak ma ona opcje, których na próżno szukać w podstawowych wersjach współczesnych aut (np. przednie fotele regulowane całkowicie elektrycznie, w 3 płaszczyznach), tutaj można zobaczyć wyposażenie poszczególnych wersji,
* NIE MA skórzanej tapicerki (nie jestem jej fanem),
* NIE MA drewnianych wstawek w kokpicie (dla mnie bezsens).

No to zaczęły się poszukiwania. I w sumie długo nie trwały - jak już sobie coś zafiksuję to jestem niecierpliwy :-) Znalazłem na allegro dość obiecującą ofertę ze Szczecina - sprzedający nie był handlarzem, całkiem sensownie się z nim rozmawiało, bez problemu zgodził się na przegląd przedzakupowy, i ogólny stan wizualny Jeepa był bardzo zachęcający - jedno ze zdjęć przesłanych przez sprzedającego:


Jak na 10 lat to całkiem nieźle! Myślałem, że wnętrze będzie bardziej archaiczne. Żona do dzisiaj nie może się nachwalić tych wstawek ze szczotkowanego aluminium. Cena wywoławcza: 22 900 zł.

Tak więc decyzja zapadła - jadę do Szczecina.
Umówiony termin 14 stycznia, wzięty urlop, umówiony szczeciński Mistrz w temacie Jeepów (pozdrawiam gszyp) na przegląd (oczywiście za pośrednictwem wiadomego forum, na zasadzie "nie ma problemu, przyjeżdżaj, za 5 dyszek przelecimy go od góry do dołu"), bilety na pociąg kupione i nagle ... 13-tego po południu telefon: "sorry, ale przed chwilą potrzaskałem sobie żebra i nawet jeśli wypuszczą mnie ze szpitala to nie dam rady nawet schylić się nad silnikiem". Pech... co tu zrobić?? No trudno, zostaje ASO... Szybki telefon do Szczecina, OK, mogą wziąć Jeepa na przegląd następnego dnia od 8 rano. Tutaj ukłon dla sprzedającego, który "znając mnie" z kilku zaledwie rozmów telefonicznych zgodził się, że pojedzie i odstawi auto na ten przegląd, mając tylko moje zapewnienie, że przyjeżdżam do Szczecina pociągiem o godz. 11:00. Oczywiście to rozwiązanie było niestety dużo droższe - ASO za przegląd przedzakupowy liczy sobie 500 zł. A na temat jego wnikliwości w porównaniu do mechanika, który zjadł zęby na Jeepach też można by pewnie polemizować...

W każdym razie 14-tego wsiadłem do pociągu i ... zacząłem się zastanawiać po co w ogóle tam jadę? Przecież ASO, ze swoimi rygorystycznymi zasadami zapewne wynajdzie mi tyle usterek, że się pożegnamy i wrócę pociągiem do domu. Ale trudno, słowo się rzekło, jadę.
No i dojechałem :-) W Szczecinie z dworca zgarnął mnie właściciel Jeepa i pojechaliśmy do ASO. A tam mocno się zdziwiłem. Ale o tym w kolejnym wpisie.

Czas na zmiany ...


Jakoś tak pod koniec roku 2013, po prawie dwóch latach gniecenia się w Seacie Leonie, w końcu się zdenerwowałem i zacząłem szukać czegoś przestronniejszego. Najpierw zacząłem myśleć o BMW X5, ale ten wybór był taki ... oczywisty - co to za sztuka kupić niemieckiego "cyborga"? Który w dodatku w terenie sprawuje się niewiele lepiej niż zwykły szosowiec, a jak poczytałem o kosztach eksploatacji to już wiedziałem, że jak dla mnie to nie tędy droga. Dalej na tapetę poszła Japonia, a konkretnie Nissan X-Trail. I kto wie czy nie jeździłbym dzisiaj Nissanem, gdyby nie jeden szczegół: po paru latach jeżdżenia automatem nie ma opcji: jak dla mnie to jazda w poznańskich korkach z manualną skrzynią biegów to bezsensowna forma samoumartwiania się :-) To już lepiej iść raz w roku na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy :-). No a używanych X-Traili z automatem nie ma zbyt wiele na rynku wtórnym, a większość z nich i tak przekracza moje założone ~30 tys. zł na auto.
No to co? Może Jeep? Zawsze wydawał mi się taki ... egzotyczny i z innej bajki. Zacząłem się rozglądać i pierwsze co mnie zdziwiło to ceny na rynku wtórnym - właściwie to całkowicie w moim zasięgu! Hmm, czyli coś musi być na rzeczy. Zacząłem pytać różnych znajomych siedzących w temacie używanych aut i właściwie to wszyscy odradzali mi tę markę :-) A to, że palą jak smoki, psują się, drogie części, itp., itd. No OK, gdybym miał iść ścieżką ich porad to musiałbym kupić Astrę albo Golfa i utonąć w milionie takich samochodów jeżdżących po Polsce. No a poza tym chciałem jednak coś trochę większego... Tak że trochę się wahałem pomiędzy odruchami serca i rozumu, aż nagle trafiłem na, jedyne słuszne :-), forum użytkowników Jeepa! Załączam do niego link i zapewne często będę się do niego odwoływał ponieważ jest to skarbnica wiedzy i duża społeczność bardzo uczynnych posiadaczy Jeepów. No i tak czytając to forum zauważyłem, że owszem, faktycznie jest mnóstwo problemów z tymi autami (a z jakimi nie ma?), ale ich posiadacze mają do tego jakieś takie inne podejście - jakby do niesfornego dziecka, które stwarza wprawdzie problemy, ale generalnie to jest fajne i kochane :-) Tu oczywiście można by zacząć snuć teorie o społecznościach fanbojów itd., itp., ale nie mam zamiaru się w to bawić - mnie to forum ostatecznie przekonało i DECYZJA ZAPADŁA: KUPUJĘ JEEPA!!
Niestety na forum poczytałem również o tym, że wyszukanie na rynku wtórnym Jeepa w przyzwoitym stanie, o którego ktoś dbał, graniczy praktycznie z niemożliwością. Więc nastawiłem się na długie poszukiwania. Ale o tym w następnym wpisie.

PS. Dla zasady dodam jeszcze, że serwerowi na którym stoi forum jeepa niestety dosyć często zdarza się nie działać. Nie wiem czy mają jakieś problemy z atakami, czy coś innego się sypie ale np. doba przerwy w działaniu to nic specjalnie dziwnego :-( 

--------------------

UZUPEŁNIENIE - w sumie to nie napisałem dlaczego padło akurat na WJ-ta? Powody były 3:
* trochę bałem się aut starszych niż 10-12 lat,
* kasta WJ-ta  podobała mi się bardziej niż ZJ czy WK,
* a do tego WJ był cenowo w moim zasięgu :-).

Przy okazji zamieszczam filmik pokazujący różnice w wyglądzie tych modeli (dzięki za namiar GCLucas):