Wymyśliłem sobie, że poszukam modelu z silnikiem CRD. Dlaczego? Chyba głównie dlatego, że trochę się przestraszyłem tych wielkich silników benzynowych 4 i 4,7 litra. A właściwie to ich spalania - 25 litrów na setkę w mieście to trochę nie na moje nerwy :-) Poza tym 90% tych modeli ma zamontowany gaz, a ja mam w robocie podziemny parking z zakazem gazu, i kółko się zamyka. A poza tym CRD to w końcu silnik Mercedesa, czyli niby taki porządny. Zdania na ten temat są oczywiście podzielone, ja jak na razie decyzji nie żałuję.
Jeśli chodzi o wersję wyposażenia to paradoksalnie preferowałem najniższą (Laredo) ponieważ:
* i tak ma ona opcje, których na próżno szukać w podstawowych wersjach współczesnych aut (np. przednie fotele regulowane całkowicie elektrycznie, w 3 płaszczyznach), tutaj można zobaczyć wyposażenie poszczególnych wersji,
* NIE MA skórzanej tapicerki (nie jestem jej fanem),* NIE MA drewnianych wstawek w kokpicie (dla mnie bezsens).
No to zaczęły się poszukiwania. I w sumie długo nie trwały - jak już sobie coś zafiksuję to jestem niecierpliwy :-) Znalazłem na allegro dość obiecującą ofertę ze Szczecina - sprzedający nie był handlarzem, całkiem sensownie się z nim rozmawiało, bez problemu zgodził się na przegląd przedzakupowy, i ogólny stan wizualny Jeepa był bardzo zachęcający - jedno ze zdjęć przesłanych przez sprzedającego:
Jak na 10 lat to całkiem nieźle! Myślałem, że wnętrze będzie bardziej archaiczne. Żona do dzisiaj nie może się nachwalić tych wstawek ze szczotkowanego aluminium. Cena wywoławcza: 22 900 zł.
Tak więc decyzja zapadła - jadę do Szczecina.
Umówiony termin 14 stycznia, wzięty urlop, umówiony szczeciński Mistrz w temacie Jeepów (pozdrawiam gszyp) na przegląd (oczywiście za pośrednictwem wiadomego forum, na zasadzie "nie ma problemu, przyjeżdżaj, za 5 dyszek przelecimy go od góry do dołu"), bilety na pociąg kupione i nagle ... 13-tego po południu telefon: "sorry, ale przed chwilą potrzaskałem sobie żebra i nawet jeśli wypuszczą mnie ze szpitala to nie dam rady nawet schylić się nad silnikiem". Pech... co tu zrobić?? No trudno, zostaje ASO... Szybki telefon do Szczecina, OK, mogą wziąć Jeepa na przegląd następnego dnia od 8 rano. Tutaj ukłon dla sprzedającego, który "znając mnie" z kilku zaledwie rozmów telefonicznych zgodził się, że pojedzie i odstawi auto na ten przegląd, mając tylko moje zapewnienie, że przyjeżdżam do Szczecina pociągiem o godz. 11:00. Oczywiście to rozwiązanie było niestety dużo droższe - ASO za przegląd przedzakupowy liczy sobie 500 zł. A na temat jego wnikliwości w porównaniu do mechanika, który zjadł zęby na Jeepach też można by pewnie polemizować...
W każdym razie 14-tego wsiadłem do pociągu i ... zacząłem się zastanawiać po co w ogóle tam jadę? Przecież ASO, ze swoimi rygorystycznymi zasadami zapewne wynajdzie mi tyle usterek, że się pożegnamy i wrócę pociągiem do domu. Ale trudno, słowo się rzekło, jadę.
No i dojechałem :-) W Szczecinie z dworca zgarnął mnie właściciel Jeepa i pojechaliśmy do ASO. A tam mocno się zdziwiłem. Ale o tym w kolejnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz