wtorek, 19 kwietnia 2016

Jeep - końcówki drążka

Przebieg: 251 200

No to końcówki drążka zakupione, solidne kawały brechy:




Oczywiście u "Amerykanów" - bez większej tragedii bo 75 zł sztuka.

Montaż zajął chłopakom z Rivolliego jakieś 4 godziny bo stare sztuki były podobno straszliwie pozapiekane - koszt 150 zł.
Wydaje się, że po tej wymianie koła trochę lepiej reagują na ruchy kierownicy - czuć jakby w przekładni był teraz budyń zamiast kisielu :-)

Jeszcze numery:



No i oczywiście teraz geometria...

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Przeglądy jednak się przydają :-)

Przebieg: 251 050

Dzisiaj przegląd no i wszystko fajnie ale jeśli chodzi o końcówki drążka to podobno masakra :-( Czyli znowu parę setek do wydania i to jak najszybciej.
Przy okazji mała rekomendacja Stacji Kontroli Auto-Szyk w Luboniu. Nie wiem czy we wszystkich stacjach tak robią ale w tej jak widzą, że samochód ma większy przebieg to wchodzą do kanału i rzucą okiem co się tam dzieje na dole. No i dzięki temu być może uchronili mnie przed bardzo nieprzyjemną niespodzianką. Poza tym ogarniają tam kwestię napędów 4x4 co podobno wcale nie jest takie oczywiste w stacjach.
No nic, trzeba teraz poszukać w necie tych końcówek...

środa, 27 stycznia 2016

Wymiana płynów ustrojowych

Tak z kronikarskiego obowiązku przypomniało mi się, że nie odnotowałem w blogu wymiany olejów. Na szczęście znalazłem zdjęcie baniaka z olejem więc po dacie zrobienia zdjęcia przypomniałem sobie, że wymiana była na początku września 2015 r. i dotyczyła TYLKO oleju silnikowego. Pamiętam, że zastanawiałem się czy ruszać mosty, ale w tamtym momencie od poprzedniej wymiany oleju w mostach Jeep przejechał tylko 12 tys. km, w terenie będąc jeden raz, więc nie było sensu. Następnym razem...

Kupiłem 2 baniaki tego oleju:


I wlazło praktycznie całe 8 litrów.

Wymieniłem też oczywiście wszystkie filtry i tu jedna ciekawostka: w moim Jeepku NIE MA filtru kabinowego :-) Tak przynajmniej twierdzi mechanik.

czwartek, 7 stycznia 2016

Zima Panie, zima ...

Przebieg: 249 400

No to mamy zimę aż huczy - w poniedziałek i wtorek rano było około minus 15 stopni (oczywiście idealnie po zakończeniu świątecznego wolnego, kiedy trzeba odpalać auto o 6 rano żeby dotrzeć do roboty). Już dzień wcześniej widziałem ludzi biegających po parkingu z akumulatorami więc lekka niepewność była... Ale Jeep odpalił :-) Nie tak od razu, dopiero za 2-3 razem, i przez pierwsze kilka sekund silnik chodził jak w traktorze, ale generalnie DAŁ RADĘ. 
No a dzisiaj było minus 7 i odpaliłem od strzała, nawet bez długiego kręcenia, miło.
I jeszcze mała uwaga: nie wiedzieć dlaczego z reguły właśnie zimą zdarza się, że bez sensu zapala się kontrolka poziomu płynu chłodniczego. Bez sensu dlatego, że może się to zdarzyć nawet przy płynie nalanym na full - po prostu czujnik głupieje. Co gorsza, ta kontrolka może kojarzyć się z różnymi rzeczami, ale skojarzenie z chłodzeniem jest dość odległe... Tak że jeśli zobaczysz coś takiego:
To nie przejmuj się, że to akumulator czy coś jeszcze gorszego, tylko płyn chłodzący. Żeby ją zgasić najczęściej wystarczy odpalić, przejechać kilka metrów, zgasić i ponownie odpalić. A jeśli faktycznie płynu jest mało to Prestone i dolewka. Jakby ktoś nie wiedział to ten baniak:


sobota, 22 sierpnia 2015

Konserwacja tapicerki skórzanej - preparaty


Przebieg: 247 000



Dzisiaj rano przygotowałem sobie baterie szmat i już prawie zacząłem robić wodę z mydłem celem wstępnego wyczyszczenia tapicerki, ale coś mnie tknęło żeby rzucić okiem co piszą na ten temat w necie. No i bardzo dobrze mnie tknęło bo okazuje się, że:

DO CZYSZCZENIA TAPICERKI ZE SKÓRY NIE NALEŻY UŻYWAĆ WODY Z MYDŁEM!

Chodzi o to, że mydła mają odczyn zasadowy, a skóry zdecydowanie tego nie lubią. Samej wody też raczej nie. Trzeba szukać preparatów o neutralnym pH.

No to zaczęło się szukanie i wygląda na to, że jednym z najczęściej polecanych specyfików są produkty firmy COLOURLOCK. Tak że wybrałem:

1. Zestaw SOFT do czyszczenia skórzanej tapicerki samochodowej.
 


 2. Leder Protector Środek pielęgnujący.


Owszem, w pierwszym zestawie jest już "kondycjoner" ale podobno jest on dość "lajtowy", nadaje się do zabezpieczania nowych albo dobrze utrzymanych skór. A jak znam życie to moja tapicerka w życiu nie doświadczyła żadnej pielęgnacji więc wziąłem coś mocniejszego.

No i z dzisiejszej roboty nici... Teraz czekanie na przesyłkę.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Wymiana siedzeń w Jeepie

Przebieg: 246 880

Nadszedł czas na wymianę siedzeń w Jeepie. Fotel kierowcy miał lekko pęknięty szew już w momencie zakupu i w końcu zaczął wyglądać tak:


 
Oczywiście wypadałoby wziąć się za to wcześniej, no ale to dość skomplikowana logistycznie operacja ;-) Bo gdyby dać do zrobienia tapicerowi to nie wiadomo czy w jednym dniu by się zmieścił i pewnie mniej niż 500 zł by nie wziął. A za niewiele większe pieniądze można znaleźć CAŁY interior Jeepa na Allegro. No ale w skórze. I w dodatku głównie od "anglików". A czy siedzenia od angielskich wersji pasują do europejczyków?? No właśnie ... Stąd też moja opieszałość w tym temacie...
Dopiero kilka dni temu zostałem definitywnie zmobilizowany do wymiany bo fotel kierowcy zaczął mi się bujać przy przeciążeniach. Puściła nakrętka (1) pokazana poniżej:


i w efekcie cała tuleja (2) straciła jakby podparcie i zaczęła się przemieszczać góra-dół. Mocowanie tej nakrętki pozostaje dla mnie zagadką bo można było ją wcisnąć spowrotem ale po paru minutach jazdy znowu wypadała... Gwintu żadnego nie zauważyłem, tak jakby była pasowana na wcisk.
W rezultacie całe siedzisko osiadło na ziemi, no a przy większym przyspieszaniu trzeba było wręcz trzymać się kierownicy. Wiadomo że nie da się tak jeździć więc trzeba było znaleźć zamiennik. Najpierw upewniłem się na forum czy fotele z anglika będą pasowały. Okazuje się, że TAK - ludzie piszą że NIEZALEŻNIE od wersji Jeepa "środek" pasuje praktycznie bez większych problemów (oczywiście w ramach danego modelu, czyli WJ/WG). Niezgodne mogą być jedynie kostki łączeniowe, albo może ich być mniej/więcej, no ale w końcu to tylko zasilanie silniczków więc nawet amator ogarnie to bez większych problemów. 

UWAGA. Po ostatnim lifcie WJ-a (2004 r.) zmieniła się trochę tylna kanapa więc lepiej uwzględnić to przy poszukiwaniach, dopasowując się do tego czy mamy auto sprzed czy po tym lifcie.

No to szukamy - allegro i jazda ...

UWAGA. Na Allegro praktycznie nie ma innych siedzeń do WJ/WG niż skórzane! A to dlatego że 90% ofert pochodzi z tzw. Anglików czyli aut z UK. No ale dzięki temu ceny całych zestawów (2 fotele + kanapa i czasami też plastiki) z reguły nie przekraczają 1000 zł. Zakładając taki budżet spokojnie coś znajdziecie.

Niestety szybko okazuje się, że wyszukanie to najtrudniejszy etap całej przekładki. Dlaczego? Ano dlatego, że:

1. Najpierw trzeba znaleźć coś co wygląda w miarę przyzwoicie - na początku jest to trudne bo wiadomo jak wygląda 10-letnia skóra - nawet jeśli jest zadbana to po prostu musi być mniej lub bardziej "spracowana" i trzeba się z tym szybko pogodzić. Jeśli zapomnimy o znalezieniu nówek idzie już łatwiej.
2. Potem trzeba skontaktować się ze sprzedawcą - tak mniej więcej 30% z nich ma permanentnie wyłączone telefony (o mailach nawet nie wspominam), potem czasami oddzwaniają po dwóch dniach...
3. A dlaczego skontaktować? Ano po to aby zapytać czy faktycznie wysyłają kurierem, tak jak napisali na aukcji! Bo okazuje się że wprawdzie podają koszty wysyłki rzędu 150-200 zł, ale jak przychodzi do konkretów to zaczyna się: "a może pan jednak by odebrał osobiście?", "no wie pan, to trudno spakować", "ja za dwa tygodnie BYĆ MOŻE będę w Łodzi, to może spotkamy się w pół drogi...", itd. itp.

Przyznam że przy pierwszym podejściu ręce mi lekko opadły - już myślałem, że nie obejdzie się bez zrobienia 100-200 km w jedną stronę po te klocki...

No a potem trafiłem w końcu na aukcje dwóch RZETELNYCH gości - jeden z nich powiedział mi otwartym tekstem, że kanapa i lewy fotel są OK, ale prawego nie poleca... 

UWAGA. Pamiętajmy że kupując środek z anglika to jego fotel kierowcy będzie naszym fotelem pasażera. Jest to o  tyle fajne, że w tej sytuacji pod nasz tyłek trafi, z reguły o WIELE MNIEJ zmęczony, fotel pasażera.

Tak że najlepiej jest wziąć kanapę i LEWY fotel z anglika, a PRAWY z jakiegoś europejczyka. Wbrew pozorom jest to całkiem realne bo są sprzedawcy, którzy sprzedają te klocki pojedynczo. Mi tak się właśnie udało: od jednego sprzedawcy wziąłem tył i lewy fotel (500 zł z wysyłką) , u drugiego dokupiłem prawy (150 zł z wysyłką). No i zaczęło się czekanie co za szajs mi przyślą...

A właściwie nie przyślą mi tylko warsztatowi - wiadomo że wysyłki lepiej nie adresować na mieszkanie w bloku :-) tylko gdzieś gdzie będzie można ogarnąć paletę. W moim przypadku był to warsztat (pozdrawiam chłopaków z Rivoliego), który miał zająć się przekładką (tak, wiem że jest to rzecz do zrobienia samemu, ale ja nie z tych co to "pod blokiem na osiedlu" wykonują generalne remonty aut).

Po 2 dniach wszystko dotarło więc odstawiam Jeepa. Godz. 12:30, temperatura 38 stopni w cieniu, NIE MA OPCJI żeby chłopaki w tym upale wszystko ogarnęli do wieczora (i to jeszcze w piątek) ...

Telefon o 17:20: "możesz przyjeżdżać, wszystko gra" i szok ;-)

Przyjeżdżam i widzę, że skóry są w całkiem znośnym stanie, a potem szoku ciąg dalszy bo nagle okazuje się, że oprócz znanej mi z Laredo elektrycznej regulacji siedziska mam DODATKOWO ELEKTRYCZNĄ REGULACJĘ POCHYLENIA OPARCIA I JEGO CZĘŚCI LĘDŹWIOWEJ! Tomek pytany jak to zrobił, odpowiada "no tam, trzeba było dorobić parę kostek, bo Laredo ich nie miał...". Ile płacę? "Dwieście będzie dobrze?" Jasne że będzie dobrze!!! Po prostu KOCHAM tych Gości (jakby co to polecam: Luboń, ulica Rivoliego).

Wsiadam do Jeepa i jest pięknie :-) Tak to wygląda:


Normalnie czuję się jak w nowym aucie! Fotel jest twardszy no i oczywiście się nie buja. Zadziwiające jak ta twardość przekłada się na odczucia z jazdy!

Oczywiście w najbliższym czasie zabieram się za dopieszczenie skór, ale to jak zrobi się trochę chłodniej.

UWAGA: dogadując kupno foteli warto zaznaczyć, że chcemy aby fotele i kanapa zostały zdemontowane razem z ramą i elektryką bo są zawodnicy, którzy próbują sprzedawać np. same siedzisko z oparciem, bez tych rzeczy i wtedy przekładka robi się sporo trudniejsza.

piątek, 12 czerwca 2015

Spoookój


Przebieg: 245 500

Tak to jest: jak się dba o maszynę to maszyna się odwdzięcza :-) Prawie pół roku minęło od ostatniego wpisu a Jeep śmiga aż miło! Oby tak dalej.

piątek, 30 stycznia 2015

Czary z elektryką czyli wiązki drzwiowe w Jeepie

Przebieg: 243 200

No to stało się - w zeszłym tygodniu zamykam drzwi w aucie, klikam zamknij na pilocie i widzę, że coś jest MOCNO nie tak bo:
* nie gaśnie światło w środku i nie zaczyna mrugać dioda alarmu,
* drzwi kierowcy pozostają OTWARTE (pozostałe się zamykają),

* po kilku kliknięciach otwórz/zamknij nic się nie zmienia więc wsiadam do środka i odpalam auto i widzę że,
 - nie działa sterowanie szybami z mojego panelu (ALE po wciśnięciu "Lock" drzwi się zamykają, suwak się przesuwa),
 - co gorsza po odpaleniu NIE GAŚNIE WEWNĘTRZNE OŚWIETLENIE (!) , zrobiłem krótką rundę i nic, lampki cały czas się palą

 - kiedy zamykam drzwi kierowcy kluczykiem wewnętrzne oświetlenie gaśnie dopiero po dobrych kilku minutach, ale alarm się nie uruchamia.

Ten numer z niegasnącym podczas jazdy światłem był szczególnie irytujący, zwłaszcza po ciemku...

Oczywiście problem jest już dobrze zdiagnozowany w społeczności: to "stary numer" WJ-tów, czyli urywające się kabelki w wiązkach drzwiowych kierowcy, najczęściej masowy. Kiedy jednak dobrałem się do tej wiązki to "lekko" się zdziwiłem bo wyglądała tak:


Jak widać przewody masowe miałem akurat w całości ale cała reszta to MASAKRA: 3 druty urwane, a reszta poharatana, nawet w 2-3 miejscach. Jak to zobaczyłem to ręce mi opadły bo miejsca jest tam tyle, że z jednym, dwoma kabelkami można powalczyć lutownicą samemu, ale z taką ilością?? Poza tym pomarańczowy kabelek urwał się w takim miejscu, że ledwo wystawał z tej drugiej strony ... Żeby to wszystko zrobić porządnie trzeba zdjąć drzwi, a to już trochę za dużo jak na moje umiejętności.
Po krótkim zastanowieniu stwierdziłem, że nie będę tego zlecał przypadkowemu elektrykowi, który może będzie pierwszy raz w życiu robił Cherokiego tylko zrobię to gdzieś gdzie robili takie rzeczy pewnie już milion razy czyli w serwisie Jeepa. Tym bardziej, że Voyager Club jest w Poznaniu na Św. Michała 20, czyli 2 przystanki tramwajem od mojej roboty. Tak też zrobiłem - chłopakom zajęło to około pół dnia i kosztowało 420 zł. I ZNOWU WSZYSTKO MAM SPRAWNE :-)

PS. Robota była wprawdzie drobna, ale generalnie serwis sprawił na mnie wrażenie dość kompetentnego, więc trafia na listę polecanych linków.

UWAGA 1. Jeśli zdejmiesz gumę ochronną wiązki z tego kołnierza na drzwiach żeby sprawdzić stan kabli to ZAPOMNIJ, że uda się ją samemu założyć spowrotem ;-) Mocowanie jest tak upierdliwe, że nawet we 2 osoby może to nie być łatwe.

UWAGA 2. Wiązki drzwiowe od WJ-ta ale z silnikiem 4.0 NIE PASUJĄ do CRD :-(

poniedziałek, 24 listopada 2014

Renowacja kierownicy

Przebieg: 241 850

Kierownica odzwierciedla niestety przebieg mojego Jeepa. Tragedii wprawdzie nie ma ale głównie z górnej połowy zeszła lakierowana warstwa ochronna odsłaniając taką dosyć miękką (trochę nawet gąbczastą) strukturę skóry. W sumie to było to nawet w miarę przyjemne w dotyku, ale tylko do momentu kiedy do auta wsiadł mechanik, który chyba nie oczyścił rąk po wymianie klocków/tarcz - cały ten smar pięknie sobie wsiąkł w fakturę skóry kierownicy, a potem oczywiście zaschnął. No i kierownica w dotyku zaczęła przypominać otynkowaną ścianę. Czyszczenie tego zajęło mi dobrych paręnaście minut, jakieś 10 nawilżanych chusteczek (które i tak nie zdjęły całego brudu) oraz ścierę nasączoną Ludwikiem, która dopiero W MIARĘ dała radę (swoją drogą to wolę nie myśleć ile bakterii tam było przed czyszczeniem). Po tym zabiegu jeszcze bardziej uwidoczniła się ta gąbczasta struktura skóry, która w dodatku stała się bardziej sucha i wyraźnie chropowata. Z grubsza wygląda to tak (widok po wstępnym oczyszczeniu):


Wprawdzie jakoś wielce mi to nie przeszkadzało ale postanowiłem jednak rozejrzeć się za jakimiś metodami renowacji skóry. Kilkanaście minut w necie wystarczyło żeby ustalić, że właściwie jedynym powszechnie uznanym i polecanym preparatem jest Renovating Cream firmy Saphire (szeroko znanej ze środków do pielęgnacji skór wszelakich, np. butów). Opakowanie kosztuje około 30 zł i wygląda tak:
I wszystko byłoby fajnie gdyby nie wzmianka "oczyścić i odtłuścić" skórę przed użyciem. Hmmm, czym tu odtłuścić skórę?? Saphir oczywiście oferuje środki odtłuszczające ale trochę mnie odrzuciło, że kosztują one więcej niż ten renowator (40-60 zł). Na szczęście na rynku można znaleźć tzw. "mydła do skóry", które oprócz czyszczenia również ją odtłuszczają. Ja wybrałem takie (~13 zł):



No to możemy działać, ale najpierw ...

UWAGA - mimo, że sposób jest sprawdzony przeze mnie to i tak lepiej jeśli przed jego zastosowaniem wypróbujesz preparaty na małym skrawku kierownicy. Bo może masz jakąś inną skórę?
No zaczynamy:
1. Mydło idzie w ruch. Nabieramy trochę mydła na zwilżoną szmatkę (ma ono konsystencję twardej pasty do butów) i wcieramy w kierownicę. Wycieramy czymś zwilżonym. I jeszcze raz mydło, i wycieramy. Jak trzeba to jeszcze raz, ale 2 podejścia raczej wystarczą.
Teraz warto odczekać do pełnego wyschnięcia - ja zostawiłem auto w spokoju na 24h.
2. Nakładamy renowator. Jakąś miękką i suchą szmatką. Z UMIAREM, i tak będziemy kłaść 2 warstwy. Po nałożeniu drugiej warstwy odczekujemy 10 minut i polerujemy suchą szmatką.

Efekt jest taki:



Jak widać pory ładnie wypełniły się renowatorem, nie widać już tych białych dziurek, natomiast faktura pozostała jednak trochę chropowata - cudów nie ma: renowator owszem, wypełnił trochę odsłoniętą strukturę skóry, ale całkowicie jej nie wygładził. Zastanawiam się nad użyciem w tych miejscach papieru ściernego, ale poczekam parę dni aż preparat porządnie się "ułoży". 
Trzeba natomiast dodać, że preparat jest REWELACYJNY jeśli chodzi o drobniejsze uszkodzenia skóry, przetarcia czy ryski - radzi sobie z nimi bardzo dobrze. Widać to kiedy spojrzy się na całą kierownicę:
Wyraźnie zyskała na wyglądzie :-)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Nowe hamulce dla Jeepa

Przebieg: 241 750

Po zrobieniu porządku z przegubem mogłem w końcu założyć nowe hamulce na przód. Poprzednie klocki były już wyrąbane do zera, a tarcze w 80% więc musiałem znaleźć cały komplet klocki+tarcze. Długo się nie zastanawiałem bo już kiedyś w Foresterze dobrałem komplet Brembo+Ferodo i byłem całkiem zadowolony z efektów. Aczkolwiek postanowiłem się upewnić u chyba najlepszego w PL fachowca od hamulców, czyli Pana Lecha z Łodzi, który siedzi w branży od 20 albo i więcej lat, wyposaża w hamulce rajdówki i z większością polskich kierowców rajdowych jest "na Ty" :-) Zapraszam do jego sklepu "hamulce.net" (link na pasku obok) bo warto: dobór jest w pełni profesjonalny, a przede wszystkim rozsądny i dobrany do potrzeb i realiów - nie ma żadnego polecania jakichś wyśrubowanych rozwiązań i wyciągania kasy. A najlepiej do niego zadzwonić i porozmawiać, z tym że od razu uprzedzam że warto przygotować się na dłuższą pogawędkę i wysłuchanie ciekawostek z branży :-)
W każdym razie ucieszyło mnie, że Lechu zasugerował taki sam zestaw jaki ja sobie wymyśliłem, czyli zwykłe, gładkie tarcze Brembo i klocki Ferodo Premier. Poniżej pokazuje zdjęcia z symbolami:

Tarcze:

Klocki:


No i widok jak to wygląda w praniu:


Całość kosztowała 545 zł więc całkiem przyzwoicie, a już widzę, że nawet świeżo po założeniu skuteczność hamowania jest porównywalna do tego co było wcześniej. Trzeba natomiast pamiętać, że taki zestaw lubi się "układać" przez pareset kilometrów (nawet do 1000 km) więc spodziewam się, że docelowo będzie jeszcze lepiej!

sobota, 15 listopada 2014

Jeep - problem z ABS - rozwiązanie

Przebieg: 241 720

Jarek stwierdził, że skoro nie katuję jakoś wielce Jeepa w terenie to nie ma sensu kupować oryginalnego przegubu Mopara, wystarczy przyzwoity zamiennik. Poszperałem na allegro, ale ostatecznie zamówiłem w sklepie amerykany.pl bo mam go pod ręką. Później okazało się, że był to bardzo dobry wybór, ale o tym na końcu...
W każdym razie zakupiłem przegub produkcji NTY:

Tak wygląda zawartość:


Jak widać firma nie oszczędza, wszystko jest porządnie wykonane, a cena wręcz ... śmieszna. Na zdjęciu powyżej widać ten nieszczęsny wieniec ABS.

Oczywiście montażu nie zlecałem już ASO, tylko GENIALNYM mechanikom z ulicy Rivolliego w Luboniu. Wszystko zajęło im jakieś 2-3 godziny (z montażem nowych tarcz i klocków) i kosztowało mnie 150 zł robocizny... UWIELBIAM tych gości!

Jeep w końcu hamuje tak jak powinien! ( a nawet lepiej, ale o tym napiszę później).

PS. Teraz wyjaśniam dlaczego sklep amerykany.pl trafił na moją listę polecanych linków. Otóż zamawiając przegub usłyszałem cenę 175 złotych i OK, "jutro będzie do odbioru", pasuje. Następnego dnia podjechałem do nich i usłyszałem, że mam do zapłacenia 129 zł... Oczywiście zapytałem czy to znaczy, że oferują mi coś gorszego? NIE! Bardzo uprzejmy Pan stwierdził, że ich dostawca obniżył cenę tych przegubów i w związku z tym oni też mi ją obniżają. I szczęka mi opadła... Jak dla mnie to rzecz niespotykana (niestety).


środa, 12 listopada 2014

Jeep - Problem z ABS

Przebieg: 241 700

W poniedziałek Jeep wrócił do ASO żeby zdiagnozować to "szuranie" po wymianie klocków i tarcz. Tym razem cały czas mogłem przyglądać się robocie. Zaczęliśmy od przywrócenia starego zestawu klocki+tarcze i ... to samo - czyli wina NIE leży po stronie nowego zestawu. Po krótkich oględzinach okazało się, że lekko wyszczerbiony jest wieniec kontrolujący ABS co powoduje jego permanentne załączanie się przy niezblokowanych kołach. Najlepiej pokazać to na rysunku:



Na powyższym rysunku ten wieniec nazwany jest "kołem impulsowym". W każdym razie chodzi o, że kiedy koło się obraca zęby tego wieńca również się obracają i dają w ten sposób sygnał czujnikowi, że wszystko jest OK. W momencie kiedy koło wpadnie w poślizg czyli przestanie się obracać wieniec również się nie obraca i czujnik przekazuje do sterownika ABS sygnał, że należy odpalić hamowanie pulsacyjne. Problem polega na tym, że jeśli kilka zębów wieńca się wyszczerbi to czujnik również widzi to jako przyblokowanie koła i odpala ABS. I to właśnie było u mnie - ścięte zostały 3-4 zęby i powodowało to permanentne uruchamianie ABSu. W połączeniu z nowymi klockami/tarczami, które jeszcze się nie "ułożyły" przekładało się to na fatalną skuteczność hamowania.

Teraz pominę żałosne tłumaczenia serwisu, że to oczywiście nie oni, że tak już musiało być wcześniej, bla bla bla ... zacytuję tylko pierwsze pytanie jakie zadał inny mechanik, do którego zadzwoniłem żeby pogadać w tym temacie: "a sworzni przypadkiem wcześniej nie wymieniali? Bo jak się wali młotkiem żeby wybić sworznie bardzo łatwo uszkodzić ten wieniec". Tak się składa, że właśnie WYMIENIALI SWORZNIE w tym akurat kole...

No i co teraz? W pierwszej chwili lekko się podłamałem kolejnymi wydatkami, ale okazuje się, że nie jest aż tak tragicznie - ten wieniec jest elementem przegubu, pokazanego po prawej stronie rysunku. A cały przegub można kupić NOWY już od 100 zł (noname) do 270 zł (Mopar).
Teraz jeszcze tylko skonsultuję z Jarkiem czy warto kupować zamiennik i czy można np. przełożyć sam wieniec...

cdn.

wtorek, 11 listopada 2014

Przegląd zimowy Jeepa

Przebieg: 241 700

No to oddałem Jeepka na przegląd przed nadchodzącą zimą oraz na zdiagnozowanie problemów z odpalaniem, o których pisałem w poprzednim wpisie. Do ASO Mercedesa, w którym mam tego kumpla (powiedzmy że kumpla, ale o tym później).
No i jeśli chodzi o typowy przegląd to ASO zdiagnozowało:
* wyrąbane praktycznie do zera tarcze i klocki na przodzie (to mnie nie zdziwiło bo już przy zakupie wiedziałem, że się kończą),
* niepaląca jedna świeca,
* kończące się sworznie na lewym przodzie.
Te sworznie trochę mnie zaskoczyły (nie wiem czy ta diagnoza nie była nieco na wyrost) no ale OK, nie ma tu co oszczędzać, wszystko zostało zrobione.
Jeśli chodzi o te problemy z odpalaniem to oczywiście akurat zrobiło się ciepło i Jeep odpalał bez problemów, ale i tak wynaleźli:
* nieszczelne przewody paliwowe,
* spocona pompa wysokiego ciśnienia.
Przewody zostały założone nowe, plus oringi i uszczelniacze pompy (założyli też nowy filtr paliwa). W ASO zostawiłem 3500 zł, plus klocki i tarcze, które kupowałem sam, razem wyszło prawie 4100 zł :-( No i normalnie zakończył bym stwierdzeniem, że koszty trochę mnie przygniotły, ale przynajmniej jestem zadowolony ponieważ mam auto sprawne w 100%... 

Niestety NIE JESTEM ZADOWOLONY!

Dlaczego? Ano dlatego, że oddali mi nie w pełni sprawny samochód. Jeep stał w tym ASO pełne 4 dni (od wtorku rano do piątku wieczora). W piątek szczęśliwy odebrałem auto i ... już po 100 metrach wiedziałem, że coś jest MOCNO nie tak: przy prawie każdym hamowaniu, nawet delikatnym i przy prędkości 20 km/h z przodu dochodziły jakieś odgłosy szurania i jakby bicia, a Jeep hamował tak jakby tylko tyłem. Jak się trochę rozpędziłem to o mało co nie wjechałbym w ludzi na przejściu... Dobrze, że już się zorientowałem, że 50-tki nie ma co w ogóle przekraczać. Po prostu MASAKRA - zostawiłem Jeepa na parkingu w pracy bo kolejne 14 km do domu strach było jechać. W następnym poście opiszę co dokładnie było powodem, a tymczasem kończę wielkim niesmakiem i podsumowaniem:

Autoryzowana stacja obsługi firmy Mercedes oddała mi po 4 dniach serwisu auto absolutnie niezdatne do jazdy!

czwartek, 30 października 2014

Odpalanie na raty

Przebieg: 241 600

No nic, za długo był spokój ... od 3 dni mamy rano temperaturę około 0 stopni, i od trzech dni odpalanie Jeepa wygląda tak:
* przekręcam stacyjkę, silnik odpala praktycznie natychmiast i ... praktycznie natychmiast gaśnie :-(,
* no i teraz zaczyna się kręcenie, 3-5 razy i nic, rozrusznik kręci bezproblemowo po parę sekund ale silnik milczy...
* dopiero za 6, 7 razem łaskawie odpala, a dzisiaj to już w ogóle chyba dopiero za dziesiątym razem,
* na szczęście jak już odpali to pali idealnie, nawet nie kaszlnie,
* potem po całym dniu w robocie na parkingu podziemnym (około15 stopni) odpala idealnie.
 

Najpierw podejrzewałem, że ponieważ ostatnio tankowałem 3 tygodnie temu, jak jeszcze mieliśmy pełnię "lata", to mogłem załapać się na paliwo bez dodatków zimowych, ale wczoraj zatankowałem do pełna i to samo... Diagnozy nie ułatwia fakt, że akumulator jest praktycznie nowy, a rozrusznik świeżo regenerowany więc wszystko kręci dzielnie.
Koledzy z Forum (dzięki @emiliob, @Slawek75) obstawiają:
* uszczelki na przewodach paliwowych,
* filtr paliwa,
* świece żarowe,
* ewentualnie ciśnienie/szczelność pompy paliwowa.
Miejmy nadzieję, że będą to oringi, które ze względu na wiek sztywnieją i przepuszczają powietrze - we wtorek się okaże - serwis w ASO merca już umówiony. W sumie to i dobrze bo przynajmniej zrobię od razu przegląd przed-zimowy.

wtorek, 9 września 2014

Pierwszy OFF-ROAD(zik)

Przebieg: 240 500

Wprawdzie seryjny WJ, w dodatku na w miarę cywilizowanych oponach, nie nadaje się raczej do śmigania po pachy w jakichś bagnach, ale zgodnie z tym co stwierdzili wcześniej Koledzy możliwości terenowe ma podobno nieporównywalnie lepsze od innych "pseudoterenowych" SUV-ów. Do przedwczoraj wierzyłem na słowo, ale cały czas męczyło mnie, że ponad pół roku jeżdżę Jeepem, ale w ogóle nie znam jego możliwości terenowych. Innymi słowy, jeśli przyjdzie co do czego to nie bedę w stanie nawet z grubsza ocenić czy mogę się rzucić na daną przeszkodę czy też nie...

Na szczęście nieoceniony Jarek zorganizował przedwczoraj "lajtowy off-road" (połączony ze zbieraniem grzybów, żeby i żony miały coś z takiej wycieczki). Hmm, "lajtowy" to może on był, ale dla chłopaków w podrasowanych XJ-tach, ja parę razy nieźle się spociłem ;-)
Ale po kolei. Wystartowaliśmy w 4 auta z BP w Baranowie i pojechaliśmy w okolice Wronek i pięknej Puszczy Noteckiej. Początek przebiegał bez szaleństw: trochę dróg gruntowych, trochę polnych, trochę delikatnego piasku, aż w końcu dojechaliśmy w taką okolicę:


No i fajnie: miałki piasek, po którym można trochę "popływać", lekkie górki, OK. Z czasem zaczęło się robić ciekawiej:


I jeszcze ciekawiej :-)



Problem jest taki, że zdjęcia ABSOLUTNIE nie oddają wrażenia jakie te "górki" robiły na żywo :-( Patrząc na 2 powyższe zdjęcia można sobie tylko z grubsza uświadomić jakie momentami zdarzały się nachylenia. Myślę, że spokojnie 20-25 stopni, i to nie przez 5 metrów, ale bardziej 30-40. I sypki piaseczek... Dość powiedzieć, że jeden z podjazdów Frontera musiała brać na 2 razy bo za pierwszym podejściem nie dała rady. XJ jadący przede mną podjechał pod tę górkę bez większych problemów, a mój WJ ... TEŻ DAŁ RADĘ za pierwszym razem :-) Oczywiście z zapiętym reduktorem. Wprawdzie blisko szczytu zaczęło się buksowanie i samochód prawie stanął w miejscu ale w końcu doczołgał się do wierzchołka. I tu właśnie lekko się spociłem z wrażenia, a właściwie to zacząłem się pocić już w momencie kiedy z daleka zauważyłem tę górkę :-)
Po około pół godzinie takiej trasy stanęliśmy i poszliśmy w las na grzyby, ciesząc się perspektywą powrotu tą samą trasą :-)


Jak mogę podsumować tego typu wyjazdy?

1. Przede wszystkim jestem teraz pewniejszy Jeepka - po pokonaniu tych wszystkich dziur, korzeni, polnych dróg i w końcu tego piachu bez najmniejszej awarii wzrosło moje zaufanie zarówno do jego możliwości, jak i niezawodności.

2. W końcu mam pewność, że napęd działa tak jak powinien, czyli dopina przód w trybie "all time" albo ciągnie od razu na 2 osie w trybie "Low" - gdyby coś było z tym nie tak w życiu nie wygrzebałbym się z tego piachu.
 
3. Nie bez znaczenia (zwłaszcza dla żony) było też nazbierane wiadro grzybów :-)

4. Ale jest też mały minus - jeśli masz wypieszczone auto, którego używasz na codzień na dojazdy do roboty, wożenie dzieciaków, itp. (tak jak ja) to w pewnym momencie może Ci się go zrobić szkoda (tak jak mi). Do teraz pamiętam ten łomot buksującego napędu na szczycie górki ... Tak że cieszę się bo poznałem trochę możliwości Jeepka, ale jednocześnie wybiłem sobie z głowy jakieś "poważniejsze" imprezy off-roadowe. Tym autem ... :-) :-)


PORADA - jeśli podjeżdżasz pod stromą górkę, czyli przez przednią szybę widzisz tylko niebo, to zwolnij przy dojeżdżaniu do szczytu. Bo za nim, owszem, może być płasko, ale bardziej prawdopodobne, że będzie tak samo stromo W DÓŁ :-)


sobota, 23 sierpnia 2014

Profilaktyka rozrusznika


 Przebieg: 240 000

W ostatnich 2 miesiącach dobrych parę razy zdarzyło mi się, że przy próbie uruchomienia silnika rozrusznik zrobił tylko "kszszszszsz..." i koniec, silnik nie ruszył. Odpalał dopiero za drugim, trzecim razem. Ktoś inny pewnie by się tym zbytnio nie przejął, ale nie ja ;-) Zapuściłem wici na forum i postawiono 2 diagnozy:
* wyrobione szczotki rozrusznika - wariant z tych łatwiejszych,
* wyrobiony wieniec koła zamachowego - wariant pesymistyczny, bo jego wymiana to opuszczanie skrzyni z reduktorem, kupno używanego wieńca, itd., itp. czyli coś koło 1 tys. zł nie wyjęte.

No i w końcu jakoś tydzień temu zdarzyło się, że musiałem kręcić 4 albo 5 razy żeby odpalić maszynę, więc stwierdziłem, że czas najwyższy dzwonić do Jarka :-) Trochę się martwiłem czy on ogarnia takie tematy ale jakież było moje zaskoczenie kiedy usłyszałem "no pewnie, a za płotem mam elektryka, który zajmuje się też rozrusznikami" :-) :-)
Reszta to już banał - termin umówiony, Jeep podstawiony Jarkowi o 8:30, a o 14:00 gotowy do odbioru! Zakładałem, że tradycyjnie czeka mnie wariant pesymistyczny, ale tym razem okazało się, że wieniec jest całkiem OK (przy wyjmowaniu rozrusznika można to ocenić), a wyrąbane były po prostu szczotki rozrusznika - elektryk stwierdził, że rozrusznik mógł umrzeć w każdej chwili, a zimy nie przetrzymałby na pewno. Wymiana szczotek, razem z bendiksem i robocizną wyniosła 250 zł. Niska cena jak na spokój ducha, że nie czeka mnie zwożenie Jeepa na lawecie z powodu głupiego rozrusznika!

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Nuuuuuuuuda

Przebieg: 238 870

To już prawie dwa miesiące bez żadnego posta na blogu, ale to dlatego że z Jeepem PO PROSTU NIC SIĘ NIE DZIEJE :-), normalnie nuda, ale oby trwała jak najdłużej. Wczoraj wróciłem z wakacji nad morzem, zrobione ponad 600 km i wszystko w jak najlepszym porządku, po prostu cały czas utwierdzam się w przekonaniu, że kupno Granda to był strzał w dychę!

czwartek, 8 maja 2014

Spalanie w CRD - cz. 1

Swego czasu, w poście "Fakty i mity" napisałem, że spalanie CRD, jeżdżącego głównie w trybie miejskim kręci się w okolicach 15 litrów/100 km. I była to oczywiście prawda, ALE prawda "zimowa" - moje obliczenia odnosiły się do okresu styczeń-kwiecień, kiedy było jeszcze dość zimno.
Jakież było moje zdziwienie :-) kiedy przy ostatnim tankowaniu uzyskałem taki wynik:
* km przejechane od ostatniego tankowania (oczywiście full) - 486.
* zatankowane paliwo (na full) - 60,42 l.

Tak tak - wynika stąd, że na przejechanie blisko 500 km zużyłem 60 litrów paliwa, czyli dokładnie licząc 12,4l / 100 km :-) :-) W tym ~120km było zrobionych w krótkiej trasie, a reszta tylko i wyłącznie w mieście. Czyli jest NIEŹLE :-) Oby tak dalej!

UZUPEŁNIENIE po dwóch latach: niestety ale to 120 km przejechane w trasie dość mocno wpłynęło na podany powyżej wynik. Po dwóch latach monitorowania spalania teraz już wiem, że przy 100% jazdy po mieście typowe spalanie to okolice 15l/100km.

niedziela, 4 maja 2014

PUCOWANIE JEEPa - rezultaty

Przebieg: 237 000

Wczoraj pogoda była w stylu "czasem słońce, czasem chmury" i na deszcz się nie zapowiadało więc mogłem w końcu wypucować Jeepa. I zacznę trochę nietypowo: wiadomo, że już sam tytuł wpisu kojarzy się od razu z wrażeniami wizualnymi więc część z Was może oczekiwać dokładnej fotorelacji - pierwotnie miałem w sumie taki zamiar ale niestety okazuje się, że baaaardzo ciężko jest zrobić reprezentatywne (obiektywne) zdjęcie lakieru samochodowego ;-) Robię różne zdjęcia, różnymi aparatami od kilkunastu lat ale ten temat prawie że mnie pokonał. Tak że z góry uprzedzam, że od strony fotograficznej materiał nie będzie tak pełny jak bym chciał.

1. PRZYGOTOWANIE LAKIERU.
Oczywiście zaczynamy od myjni, najlepiej ręcznej, z dobrym szamponem. Ja poszedłem tutaj na łatwiznę i wstawiłem Jeepa na szczotki. Potem pojeździłem z 15 minut żeby wysechł i zabrałem się do roboty. 
Najpierw oględziny lakieru i zlokalizowanie zanieczyszczeń, z którymi nie poradziła sobie myjka - te miejsca doczyściłem preparatem Spray&Clay Sonaxa czyli tzw. glinką ze specjalnym płynem. Tak to wygląda:


Fajnie to działa i nie jest wcale skomplikowane w "obsłudze" - rozpylasz płyn i jedziesz po nim tym żółtym czymś (glinką). Oczywiście jak już zacząłem szorowanie to z rozpędu przeleciałem ponad połowę auta :-)

Dalej na lakier poszedł "preparator" Sonaxa, czyli to mleczko. I tu pojawił się mały zonk - aplikacja jest prosta, działanie bardzo skuteczne (powierzchnia lakieru przy przesuwaniu po niej palcem "skrzypi" jak talerz dobrze wymyty Ludwikiem) ale niestety włazi we wszystkie możliwe szczeliny - efekt jest taki jak na zdjęciu poniżej:


Wszystkie szczeliny np. przy uszczelkach wypełniają się tym mleczkiem i wcale nie jest łatwo tak od razu je usunąć. Oczywiście tragedii nie ma bo szybko wysycha i się wykrusza ale jak widać nie do końca. Podejrzewam, że karcher bez problemu to wszystko wypłucze, ale wiadomo że nie chciałem tego robić od razu po nałożeniu ochrony więc później napiszę co i jak.

I tutaj powstaje pytanie czy przypadkiem nie wystarczyłoby użycie TYLKO tej glinki? Ja nie ryzykowałem bo na filmie instruktażowym Sonaxa używają mleczka niezależnie od glinki ...


2. NAŁOŻENIE OCHRONY.
W przypadku Collinita wszystko jest zgodne z oczekiwaniami: gąbką nabieramy wosku, rozprowadzamy po lakierze, po paru minutach polerujemy mikrofibrą i jest OK. Jeśli chodzi o Sonax to w instrukcji mówią żeby po ~15s od nałożenia "z wyczuciem" wypolerować szmatką. I tu pojawiają się 2 małe problemy:
* 15 sekund to dosyć mało, nawet mimo tego że pracujemy oczywiście na małych fragmentach karoserii, tak że w praktyce ciężko dotrzymać tego czasu,
* preparat po nałożeniu jest dość "tępy" dla mikrofibry i w związku z tym ciężko tu mówić o "polerowaniu z wyczuciem" - trzeba dosyć mocno dociskać szmatkę.
Jeśli chodzi o sam aplikator Sonaxa to jest średnio ergonomiczny - na dużych powierzchniach (typu maska) trzeba się namachać bo zbyt duży to on nie jest, a tam gdzie pojawiają się jakieś przetłoczenia blachy też trzeba się trochę namęczyć żeby je pokryć. Generalnie nakładanie Collinita było chyba przyjemniejsze.
W każdym razie po 4 godzinach :-) robota została zakończona i teraz mój Jeep wygląda tak:


W tych 4 godzinach zmieściło się także pokrycie wszystkich uszczelek specjalnym "kondycjonerem" do gumy oraz spryskanie zewnętrznych plastików jakimś sprayem kupionym na szybko na stacji benzynowej.
Tak jak wspomniałem zdjęcie nie oddaje w 100% stanu faktycznego - na żywo jest naprawdę SUPER - jestem zadowolony!


3. COLLINITE vs SONAX.
Pierwotnie spodziewałem się, że bez większych problemów będzie widać jakieś różnice, ale nic z tego. Ani na zdjęciach, ani gołym okiem nie sposób rozpoznać co lepsze - załączam zdjęcie; jeśli ktoś widzi jakąś różnicę to chętnie poczytam:


Tak że ewentualne różnice wyjdą pewnie z czasem, zwłaszcza po myciu samochodu, zobaczymy jak będzie po pierwszym karcherze - będę to oczywiście dokumentował.


I na koniec kilka PORAD, które wyszły w praniu podczas całej tej roboty:

1. Jeśli dotychczas wstawiałeś tylko auto na szczotki i cieszyłeś się z tego, że takie piękne wyjeżdza z myjni przygotuj się na SZOK. Podczas ostatecznego doczyszczania lakieru i przygotowywania podkładu prawdopodobnie przeżyjesz załamanie :-) Oczywiście przesadzam, ale jeśli masz auto używane od kilku lat to spodziewaj się:
* drobnych mikrorysek (właśnie od myjni) na CAŁYM lakierze, widocznych zwłaszcza w pełnym słońcu, np. coś takiego:



* sporej liczby odprysków lakieru, zwłaszcza na przedniej części maski - coś jak tutaj:



Tragedia, prawda? Na szczęście wystarczy odejść 2 metry od samochodu i jawi się on zupełnie inaczej:


Tak, to ta sama maska :-), sfotografowana na tym samym etapie pracy co na zdjęciach powyżej, tylko z większej odległości.

2. Na wypucowanie całego Jeepa zarezerwuj sobie jakieś 5 godzin, a jeśli lubisz robić takie rzeczy bez pośpiechu to i 6-7 nie będzie za dużo.

3. Nie bój się tzw. "glinki". Ja jak pierwszy raz o niej usłyszałem to stwierdziłem, że to już przesada, używać jakiejś gliny na lakierze. Dodatkowo pomyślałem, że musi to być nie wiadomo jak skomplikowane. A w praktyce to po prostu kawałek "plasteliny", który użyty na zwilżonym lakierze elegancko usuwa trudniejsze zabrudzenia.

4. I jeszcze uwagi dla fotografów:
* absolutnie unikaj zbliżeń lakieru w pełnym słońcu - aparat jest bezwzględny i wychodzą wtedy rzeczy, których normalnie tak nie odbieramy. To podobnie jak przy robieniu portretów dobrą lustrzanką - można się wręcz przerazić bo widać każdy por na skórze, a w rzeczywistości w ogóle tego nie zauważamy, nawet z bliska.
* niestety w cieniu rzucanym przez jakąś przeszkodę w słoneczny dzień też nie jest najlepiej - tutaj z kolei przekłamanie jest w drugą stronę: zdjęcia tracą na szczegółowości na tyle, że 12-letnie auto bez wosku (tylko po myjni) będzie wyglądało podobnie co świeżo nawoskowany dwulatek,
* na dzień dzisiejszy mogę stwierdzić, że najbardziej "obiektywne" zdjęcie wyszło mi na odkrytym terenie, w momencie kiedy dość mocno się zachmurzyło (to jest to zdjęcie z porównaniem Collinite vs Sonax).