Przebieg: 237 000
Wczoraj pogoda była w stylu "czasem słońce, czasem chmury" i na deszcz się nie zapowiadało więc mogłem w końcu wypucować Jeepa. I zacznę trochę nietypowo: wiadomo, że już sam tytuł wpisu kojarzy się od razu z wrażeniami wizualnymi więc część z Was może oczekiwać dokładnej fotorelacji - pierwotnie miałem w sumie taki zamiar ale niestety okazuje się, że baaaardzo ciężko jest zrobić reprezentatywne (obiektywne) zdjęcie lakieru samochodowego ;-) Robię różne zdjęcia, różnymi aparatami od kilkunastu lat ale ten temat prawie że mnie pokonał. Tak że z góry uprzedzam, że od strony fotograficznej materiał nie będzie tak pełny jak bym chciał.
1. PRZYGOTOWANIE LAKIERU.
Oczywiście zaczynamy od myjni, najlepiej ręcznej, z dobrym szamponem. Ja poszedłem tutaj na łatwiznę i wstawiłem Jeepa na szczotki. Potem pojeździłem z 15 minut żeby wysechł i zabrałem się do roboty.
Najpierw oględziny lakieru i zlokalizowanie zanieczyszczeń, z którymi nie poradziła sobie myjka - te miejsca doczyściłem preparatem Spray&Clay Sonaxa czyli tzw. glinką ze specjalnym płynem. Tak to wygląda:
Fajnie to działa i nie jest wcale skomplikowane w "obsłudze" - rozpylasz płyn i jedziesz po nim tym żółtym czymś (glinką). Oczywiście jak już zacząłem szorowanie to z rozpędu przeleciałem ponad połowę auta :-)
Dalej na lakier poszedł "preparator" Sonaxa, czyli to mleczko. I tu pojawił się mały zonk - aplikacja jest prosta, działanie bardzo skuteczne (powierzchnia lakieru przy przesuwaniu po niej palcem "skrzypi" jak talerz dobrze wymyty Ludwikiem) ale niestety włazi we wszystkie możliwe szczeliny - efekt jest taki jak na zdjęciu poniżej:
Wszystkie szczeliny np. przy uszczelkach wypełniają się tym mleczkiem i wcale nie jest łatwo tak od razu je usunąć. Oczywiście tragedii nie ma bo szybko wysycha i się wykrusza ale jak widać nie do końca. Podejrzewam, że karcher bez problemu to wszystko wypłucze, ale wiadomo że nie chciałem tego robić od razu po nałożeniu ochrony więc później napiszę co i jak.
I tutaj powstaje pytanie czy przypadkiem nie wystarczyłoby użycie TYLKO tej glinki? Ja nie ryzykowałem bo na filmie instruktażowym Sonaxa używają mleczka niezależnie od glinki ...
2. NAŁOŻENIE OCHRONY.
W przypadku Collinita wszystko jest zgodne z oczekiwaniami: gąbką nabieramy wosku, rozprowadzamy po lakierze, po paru minutach polerujemy mikrofibrą i jest OK. Jeśli chodzi o Sonax to w instrukcji mówią żeby po ~15s od nałożenia "z wyczuciem" wypolerować szmatką. I tu pojawiają się 2 małe problemy:
* 15 sekund to dosyć mało, nawet mimo tego że pracujemy oczywiście na małych fragmentach karoserii, tak że w praktyce ciężko dotrzymać tego czasu,
* preparat po nałożeniu jest dość "tępy" dla mikrofibry i w związku z tym ciężko tu mówić o "polerowaniu z wyczuciem" - trzeba dosyć mocno dociskać szmatkę.
Jeśli chodzi o sam aplikator Sonaxa to jest średnio ergonomiczny - na dużych powierzchniach (typu maska) trzeba się namachać bo zbyt duży to on nie jest, a tam gdzie pojawiają się jakieś przetłoczenia blachy też trzeba się trochę namęczyć żeby je pokryć. Generalnie nakładanie Collinita było chyba przyjemniejsze.
W każdym razie po 4 godzinach :-) robota została zakończona i teraz mój Jeep wygląda tak:
W tych 4 godzinach zmieściło się także pokrycie wszystkich uszczelek specjalnym "kondycjonerem" do gumy oraz spryskanie zewnętrznych plastików jakimś sprayem kupionym na szybko na stacji benzynowej.
Tak jak wspomniałem zdjęcie nie oddaje w 100% stanu faktycznego - na żywo jest naprawdę SUPER - jestem zadowolony!
3. COLLINITE vs SONAX.
Pierwotnie spodziewałem się, że bez większych problemów będzie widać jakieś różnice, ale nic z tego. Ani na zdjęciach, ani gołym okiem nie sposób rozpoznać co lepsze - załączam zdjęcie; jeśli ktoś widzi jakąś różnicę to chętnie poczytam:
Tak że ewentualne różnice wyjdą pewnie z czasem, zwłaszcza po myciu samochodu, zobaczymy jak będzie po pierwszym karcherze - będę to oczywiście dokumentował.
I na koniec kilka PORAD, które wyszły w praniu podczas całej tej roboty:
1. Jeśli dotychczas wstawiałeś tylko auto na szczotki i cieszyłeś się z tego, że takie piękne wyjeżdza z myjni przygotuj się na SZOK. Podczas ostatecznego doczyszczania lakieru i przygotowywania podkładu prawdopodobnie przeżyjesz załamanie :-) Oczywiście przesadzam, ale jeśli masz auto używane od kilku lat to spodziewaj się:
* drobnych mikrorysek (właśnie od myjni) na CAŁYM lakierze, widocznych zwłaszcza w pełnym słońcu, np. coś takiego:
* sporej liczby odprysków lakieru, zwłaszcza na przedniej części maski - coś jak tutaj:
Tragedia, prawda? Na szczęście wystarczy odejść 2 metry od samochodu i jawi się on zupełnie inaczej:
Tak, to ta sama maska :-), sfotografowana na tym samym etapie pracy co na zdjęciach powyżej, tylko z większej odległości.
2. Na wypucowanie całego Jeepa zarezerwuj sobie jakieś 5 godzin, a jeśli lubisz robić takie rzeczy bez pośpiechu to i 6-7 nie będzie za dużo.
3. Nie bój się tzw. "glinki". Ja jak pierwszy raz o niej usłyszałem to stwierdziłem, że to już przesada, używać jakiejś gliny na lakierze. Dodatkowo pomyślałem, że musi to być nie wiadomo jak skomplikowane. A w praktyce to po prostu kawałek "plasteliny", który użyty na zwilżonym lakierze elegancko usuwa trudniejsze zabrudzenia.
4. I jeszcze uwagi dla fotografów:
* absolutnie unikaj zbliżeń lakieru w pełnym słońcu - aparat jest bezwzględny i wychodzą wtedy rzeczy, których normalnie tak nie odbieramy. To podobnie jak przy robieniu portretów dobrą lustrzanką - można się wręcz przerazić bo widać każdy por na skórze, a w rzeczywistości w ogóle tego nie zauważamy, nawet z bliska.
* niestety w cieniu rzucanym przez jakąś przeszkodę w słoneczny dzień też nie jest najlepiej - tutaj z kolei przekłamanie jest w drugą stronę: zdjęcia tracą na szczegółowości na tyle, że 12-letnie auto bez wosku (tylko po myjni) będzie wyglądało podobnie co świeżo nawoskowany dwulatek,
* na dzień dzisiejszy mogę stwierdzić, że najbardziej "obiektywne" zdjęcie wyszło mi na odkrytym terenie, w momencie kiedy dość mocno się zachmurzyło (to jest to zdjęcie z porównaniem Collinite vs Sonax).