poniedziałek, 24 listopada 2014

Renowacja kierownicy

Przebieg: 241 850

Kierownica odzwierciedla niestety przebieg mojego Jeepa. Tragedii wprawdzie nie ma ale głównie z górnej połowy zeszła lakierowana warstwa ochronna odsłaniając taką dosyć miękką (trochę nawet gąbczastą) strukturę skóry. W sumie to było to nawet w miarę przyjemne w dotyku, ale tylko do momentu kiedy do auta wsiadł mechanik, który chyba nie oczyścił rąk po wymianie klocków/tarcz - cały ten smar pięknie sobie wsiąkł w fakturę skóry kierownicy, a potem oczywiście zaschnął. No i kierownica w dotyku zaczęła przypominać otynkowaną ścianę. Czyszczenie tego zajęło mi dobrych paręnaście minut, jakieś 10 nawilżanych chusteczek (które i tak nie zdjęły całego brudu) oraz ścierę nasączoną Ludwikiem, która dopiero W MIARĘ dała radę (swoją drogą to wolę nie myśleć ile bakterii tam było przed czyszczeniem). Po tym zabiegu jeszcze bardziej uwidoczniła się ta gąbczasta struktura skóry, która w dodatku stała się bardziej sucha i wyraźnie chropowata. Z grubsza wygląda to tak (widok po wstępnym oczyszczeniu):


Wprawdzie jakoś wielce mi to nie przeszkadzało ale postanowiłem jednak rozejrzeć się za jakimiś metodami renowacji skóry. Kilkanaście minut w necie wystarczyło żeby ustalić, że właściwie jedynym powszechnie uznanym i polecanym preparatem jest Renovating Cream firmy Saphire (szeroko znanej ze środków do pielęgnacji skór wszelakich, np. butów). Opakowanie kosztuje około 30 zł i wygląda tak:
I wszystko byłoby fajnie gdyby nie wzmianka "oczyścić i odtłuścić" skórę przed użyciem. Hmmm, czym tu odtłuścić skórę?? Saphir oczywiście oferuje środki odtłuszczające ale trochę mnie odrzuciło, że kosztują one więcej niż ten renowator (40-60 zł). Na szczęście na rynku można znaleźć tzw. "mydła do skóry", które oprócz czyszczenia również ją odtłuszczają. Ja wybrałem takie (~13 zł):



No to możemy działać, ale najpierw ...

UWAGA - mimo, że sposób jest sprawdzony przeze mnie to i tak lepiej jeśli przed jego zastosowaniem wypróbujesz preparaty na małym skrawku kierownicy. Bo może masz jakąś inną skórę?
No zaczynamy:
1. Mydło idzie w ruch. Nabieramy trochę mydła na zwilżoną szmatkę (ma ono konsystencję twardej pasty do butów) i wcieramy w kierownicę. Wycieramy czymś zwilżonym. I jeszcze raz mydło, i wycieramy. Jak trzeba to jeszcze raz, ale 2 podejścia raczej wystarczą.
Teraz warto odczekać do pełnego wyschnięcia - ja zostawiłem auto w spokoju na 24h.
2. Nakładamy renowator. Jakąś miękką i suchą szmatką. Z UMIAREM, i tak będziemy kłaść 2 warstwy. Po nałożeniu drugiej warstwy odczekujemy 10 minut i polerujemy suchą szmatką.

Efekt jest taki:



Jak widać pory ładnie wypełniły się renowatorem, nie widać już tych białych dziurek, natomiast faktura pozostała jednak trochę chropowata - cudów nie ma: renowator owszem, wypełnił trochę odsłoniętą strukturę skóry, ale całkowicie jej nie wygładził. Zastanawiam się nad użyciem w tych miejscach papieru ściernego, ale poczekam parę dni aż preparat porządnie się "ułoży". 
Trzeba natomiast dodać, że preparat jest REWELACYJNY jeśli chodzi o drobniejsze uszkodzenia skóry, przetarcia czy ryski - radzi sobie z nimi bardzo dobrze. Widać to kiedy spojrzy się na całą kierownicę:
Wyraźnie zyskała na wyglądzie :-)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Nowe hamulce dla Jeepa

Przebieg: 241 750

Po zrobieniu porządku z przegubem mogłem w końcu założyć nowe hamulce na przód. Poprzednie klocki były już wyrąbane do zera, a tarcze w 80% więc musiałem znaleźć cały komplet klocki+tarcze. Długo się nie zastanawiałem bo już kiedyś w Foresterze dobrałem komplet Brembo+Ferodo i byłem całkiem zadowolony z efektów. Aczkolwiek postanowiłem się upewnić u chyba najlepszego w PL fachowca od hamulców, czyli Pana Lecha z Łodzi, który siedzi w branży od 20 albo i więcej lat, wyposaża w hamulce rajdówki i z większością polskich kierowców rajdowych jest "na Ty" :-) Zapraszam do jego sklepu "hamulce.net" (link na pasku obok) bo warto: dobór jest w pełni profesjonalny, a przede wszystkim rozsądny i dobrany do potrzeb i realiów - nie ma żadnego polecania jakichś wyśrubowanych rozwiązań i wyciągania kasy. A najlepiej do niego zadzwonić i porozmawiać, z tym że od razu uprzedzam że warto przygotować się na dłuższą pogawędkę i wysłuchanie ciekawostek z branży :-)
W każdym razie ucieszyło mnie, że Lechu zasugerował taki sam zestaw jaki ja sobie wymyśliłem, czyli zwykłe, gładkie tarcze Brembo i klocki Ferodo Premier. Poniżej pokazuje zdjęcia z symbolami:

Tarcze:

Klocki:


No i widok jak to wygląda w praniu:


Całość kosztowała 545 zł więc całkiem przyzwoicie, a już widzę, że nawet świeżo po założeniu skuteczność hamowania jest porównywalna do tego co było wcześniej. Trzeba natomiast pamiętać, że taki zestaw lubi się "układać" przez pareset kilometrów (nawet do 1000 km) więc spodziewam się, że docelowo będzie jeszcze lepiej!

sobota, 15 listopada 2014

Jeep - problem z ABS - rozwiązanie

Przebieg: 241 720

Jarek stwierdził, że skoro nie katuję jakoś wielce Jeepa w terenie to nie ma sensu kupować oryginalnego przegubu Mopara, wystarczy przyzwoity zamiennik. Poszperałem na allegro, ale ostatecznie zamówiłem w sklepie amerykany.pl bo mam go pod ręką. Później okazało się, że był to bardzo dobry wybór, ale o tym na końcu...
W każdym razie zakupiłem przegub produkcji NTY:

Tak wygląda zawartość:


Jak widać firma nie oszczędza, wszystko jest porządnie wykonane, a cena wręcz ... śmieszna. Na zdjęciu powyżej widać ten nieszczęsny wieniec ABS.

Oczywiście montażu nie zlecałem już ASO, tylko GENIALNYM mechanikom z ulicy Rivolliego w Luboniu. Wszystko zajęło im jakieś 2-3 godziny (z montażem nowych tarcz i klocków) i kosztowało mnie 150 zł robocizny... UWIELBIAM tych gości!

Jeep w końcu hamuje tak jak powinien! ( a nawet lepiej, ale o tym napiszę później).

PS. Teraz wyjaśniam dlaczego sklep amerykany.pl trafił na moją listę polecanych linków. Otóż zamawiając przegub usłyszałem cenę 175 złotych i OK, "jutro będzie do odbioru", pasuje. Następnego dnia podjechałem do nich i usłyszałem, że mam do zapłacenia 129 zł... Oczywiście zapytałem czy to znaczy, że oferują mi coś gorszego? NIE! Bardzo uprzejmy Pan stwierdził, że ich dostawca obniżył cenę tych przegubów i w związku z tym oni też mi ją obniżają. I szczęka mi opadła... Jak dla mnie to rzecz niespotykana (niestety).


środa, 12 listopada 2014

Jeep - Problem z ABS

Przebieg: 241 700

W poniedziałek Jeep wrócił do ASO żeby zdiagnozować to "szuranie" po wymianie klocków i tarcz. Tym razem cały czas mogłem przyglądać się robocie. Zaczęliśmy od przywrócenia starego zestawu klocki+tarcze i ... to samo - czyli wina NIE leży po stronie nowego zestawu. Po krótkich oględzinach okazało się, że lekko wyszczerbiony jest wieniec kontrolujący ABS co powoduje jego permanentne załączanie się przy niezblokowanych kołach. Najlepiej pokazać to na rysunku:



Na powyższym rysunku ten wieniec nazwany jest "kołem impulsowym". W każdym razie chodzi o, że kiedy koło się obraca zęby tego wieńca również się obracają i dają w ten sposób sygnał czujnikowi, że wszystko jest OK. W momencie kiedy koło wpadnie w poślizg czyli przestanie się obracać wieniec również się nie obraca i czujnik przekazuje do sterownika ABS sygnał, że należy odpalić hamowanie pulsacyjne. Problem polega na tym, że jeśli kilka zębów wieńca się wyszczerbi to czujnik również widzi to jako przyblokowanie koła i odpala ABS. I to właśnie było u mnie - ścięte zostały 3-4 zęby i powodowało to permanentne uruchamianie ABSu. W połączeniu z nowymi klockami/tarczami, które jeszcze się nie "ułożyły" przekładało się to na fatalną skuteczność hamowania.

Teraz pominę żałosne tłumaczenia serwisu, że to oczywiście nie oni, że tak już musiało być wcześniej, bla bla bla ... zacytuję tylko pierwsze pytanie jakie zadał inny mechanik, do którego zadzwoniłem żeby pogadać w tym temacie: "a sworzni przypadkiem wcześniej nie wymieniali? Bo jak się wali młotkiem żeby wybić sworznie bardzo łatwo uszkodzić ten wieniec". Tak się składa, że właśnie WYMIENIALI SWORZNIE w tym akurat kole...

No i co teraz? W pierwszej chwili lekko się podłamałem kolejnymi wydatkami, ale okazuje się, że nie jest aż tak tragicznie - ten wieniec jest elementem przegubu, pokazanego po prawej stronie rysunku. A cały przegub można kupić NOWY już od 100 zł (noname) do 270 zł (Mopar).
Teraz jeszcze tylko skonsultuję z Jarkiem czy warto kupować zamiennik i czy można np. przełożyć sam wieniec...

cdn.

wtorek, 11 listopada 2014

Przegląd zimowy Jeepa

Przebieg: 241 700

No to oddałem Jeepka na przegląd przed nadchodzącą zimą oraz na zdiagnozowanie problemów z odpalaniem, o których pisałem w poprzednim wpisie. Do ASO Mercedesa, w którym mam tego kumpla (powiedzmy że kumpla, ale o tym później).
No i jeśli chodzi o typowy przegląd to ASO zdiagnozowało:
* wyrąbane praktycznie do zera tarcze i klocki na przodzie (to mnie nie zdziwiło bo już przy zakupie wiedziałem, że się kończą),
* niepaląca jedna świeca,
* kończące się sworznie na lewym przodzie.
Te sworznie trochę mnie zaskoczyły (nie wiem czy ta diagnoza nie była nieco na wyrost) no ale OK, nie ma tu co oszczędzać, wszystko zostało zrobione.
Jeśli chodzi o te problemy z odpalaniem to oczywiście akurat zrobiło się ciepło i Jeep odpalał bez problemów, ale i tak wynaleźli:
* nieszczelne przewody paliwowe,
* spocona pompa wysokiego ciśnienia.
Przewody zostały założone nowe, plus oringi i uszczelniacze pompy (założyli też nowy filtr paliwa). W ASO zostawiłem 3500 zł, plus klocki i tarcze, które kupowałem sam, razem wyszło prawie 4100 zł :-( No i normalnie zakończył bym stwierdzeniem, że koszty trochę mnie przygniotły, ale przynajmniej jestem zadowolony ponieważ mam auto sprawne w 100%... 

Niestety NIE JESTEM ZADOWOLONY!

Dlaczego? Ano dlatego, że oddali mi nie w pełni sprawny samochód. Jeep stał w tym ASO pełne 4 dni (od wtorku rano do piątku wieczora). W piątek szczęśliwy odebrałem auto i ... już po 100 metrach wiedziałem, że coś jest MOCNO nie tak: przy prawie każdym hamowaniu, nawet delikatnym i przy prędkości 20 km/h z przodu dochodziły jakieś odgłosy szurania i jakby bicia, a Jeep hamował tak jakby tylko tyłem. Jak się trochę rozpędziłem to o mało co nie wjechałbym w ludzi na przejściu... Dobrze, że już się zorientowałem, że 50-tki nie ma co w ogóle przekraczać. Po prostu MASAKRA - zostawiłem Jeepa na parkingu w pracy bo kolejne 14 km do domu strach było jechać. W następnym poście opiszę co dokładnie było powodem, a tymczasem kończę wielkim niesmakiem i podsumowaniem:

Autoryzowana stacja obsługi firmy Mercedes oddała mi po 4 dniach serwisu auto absolutnie niezdatne do jazdy!

czwartek, 30 października 2014

Odpalanie na raty

Przebieg: 241 600

No nic, za długo był spokój ... od 3 dni mamy rano temperaturę około 0 stopni, i od trzech dni odpalanie Jeepa wygląda tak:
* przekręcam stacyjkę, silnik odpala praktycznie natychmiast i ... praktycznie natychmiast gaśnie :-(,
* no i teraz zaczyna się kręcenie, 3-5 razy i nic, rozrusznik kręci bezproblemowo po parę sekund ale silnik milczy...
* dopiero za 6, 7 razem łaskawie odpala, a dzisiaj to już w ogóle chyba dopiero za dziesiątym razem,
* na szczęście jak już odpali to pali idealnie, nawet nie kaszlnie,
* potem po całym dniu w robocie na parkingu podziemnym (około15 stopni) odpala idealnie.
 

Najpierw podejrzewałem, że ponieważ ostatnio tankowałem 3 tygodnie temu, jak jeszcze mieliśmy pełnię "lata", to mogłem załapać się na paliwo bez dodatków zimowych, ale wczoraj zatankowałem do pełna i to samo... Diagnozy nie ułatwia fakt, że akumulator jest praktycznie nowy, a rozrusznik świeżo regenerowany więc wszystko kręci dzielnie.
Koledzy z Forum (dzięki @emiliob, @Slawek75) obstawiają:
* uszczelki na przewodach paliwowych,
* filtr paliwa,
* świece żarowe,
* ewentualnie ciśnienie/szczelność pompy paliwowa.
Miejmy nadzieję, że będą to oringi, które ze względu na wiek sztywnieją i przepuszczają powietrze - we wtorek się okaże - serwis w ASO merca już umówiony. W sumie to i dobrze bo przynajmniej zrobię od razu przegląd przed-zimowy.

wtorek, 9 września 2014

Pierwszy OFF-ROAD(zik)

Przebieg: 240 500

Wprawdzie seryjny WJ, w dodatku na w miarę cywilizowanych oponach, nie nadaje się raczej do śmigania po pachy w jakichś bagnach, ale zgodnie z tym co stwierdzili wcześniej Koledzy możliwości terenowe ma podobno nieporównywalnie lepsze od innych "pseudoterenowych" SUV-ów. Do przedwczoraj wierzyłem na słowo, ale cały czas męczyło mnie, że ponad pół roku jeżdżę Jeepem, ale w ogóle nie znam jego możliwości terenowych. Innymi słowy, jeśli przyjdzie co do czego to nie bedę w stanie nawet z grubsza ocenić czy mogę się rzucić na daną przeszkodę czy też nie...

Na szczęście nieoceniony Jarek zorganizował przedwczoraj "lajtowy off-road" (połączony ze zbieraniem grzybów, żeby i żony miały coś z takiej wycieczki). Hmm, "lajtowy" to może on był, ale dla chłopaków w podrasowanych XJ-tach, ja parę razy nieźle się spociłem ;-)
Ale po kolei. Wystartowaliśmy w 4 auta z BP w Baranowie i pojechaliśmy w okolice Wronek i pięknej Puszczy Noteckiej. Początek przebiegał bez szaleństw: trochę dróg gruntowych, trochę polnych, trochę delikatnego piasku, aż w końcu dojechaliśmy w taką okolicę:


No i fajnie: miałki piasek, po którym można trochę "popływać", lekkie górki, OK. Z czasem zaczęło się robić ciekawiej:


I jeszcze ciekawiej :-)



Problem jest taki, że zdjęcia ABSOLUTNIE nie oddają wrażenia jakie te "górki" robiły na żywo :-( Patrząc na 2 powyższe zdjęcia można sobie tylko z grubsza uświadomić jakie momentami zdarzały się nachylenia. Myślę, że spokojnie 20-25 stopni, i to nie przez 5 metrów, ale bardziej 30-40. I sypki piaseczek... Dość powiedzieć, że jeden z podjazdów Frontera musiała brać na 2 razy bo za pierwszym podejściem nie dała rady. XJ jadący przede mną podjechał pod tę górkę bez większych problemów, a mój WJ ... TEŻ DAŁ RADĘ za pierwszym razem :-) Oczywiście z zapiętym reduktorem. Wprawdzie blisko szczytu zaczęło się buksowanie i samochód prawie stanął w miejscu ale w końcu doczołgał się do wierzchołka. I tu właśnie lekko się spociłem z wrażenia, a właściwie to zacząłem się pocić już w momencie kiedy z daleka zauważyłem tę górkę :-)
Po około pół godzinie takiej trasy stanęliśmy i poszliśmy w las na grzyby, ciesząc się perspektywą powrotu tą samą trasą :-)


Jak mogę podsumować tego typu wyjazdy?

1. Przede wszystkim jestem teraz pewniejszy Jeepka - po pokonaniu tych wszystkich dziur, korzeni, polnych dróg i w końcu tego piachu bez najmniejszej awarii wzrosło moje zaufanie zarówno do jego możliwości, jak i niezawodności.

2. W końcu mam pewność, że napęd działa tak jak powinien, czyli dopina przód w trybie "all time" albo ciągnie od razu na 2 osie w trybie "Low" - gdyby coś było z tym nie tak w życiu nie wygrzebałbym się z tego piachu.
 
3. Nie bez znaczenia (zwłaszcza dla żony) było też nazbierane wiadro grzybów :-)

4. Ale jest też mały minus - jeśli masz wypieszczone auto, którego używasz na codzień na dojazdy do roboty, wożenie dzieciaków, itp. (tak jak ja) to w pewnym momencie może Ci się go zrobić szkoda (tak jak mi). Do teraz pamiętam ten łomot buksującego napędu na szczycie górki ... Tak że cieszę się bo poznałem trochę możliwości Jeepka, ale jednocześnie wybiłem sobie z głowy jakieś "poważniejsze" imprezy off-roadowe. Tym autem ... :-) :-)


PORADA - jeśli podjeżdżasz pod stromą górkę, czyli przez przednią szybę widzisz tylko niebo, to zwolnij przy dojeżdżaniu do szczytu. Bo za nim, owszem, może być płasko, ale bardziej prawdopodobne, że będzie tak samo stromo W DÓŁ :-)


sobota, 23 sierpnia 2014

Profilaktyka rozrusznika


 Przebieg: 240 000

W ostatnich 2 miesiącach dobrych parę razy zdarzyło mi się, że przy próbie uruchomienia silnika rozrusznik zrobił tylko "kszszszszsz..." i koniec, silnik nie ruszył. Odpalał dopiero za drugim, trzecim razem. Ktoś inny pewnie by się tym zbytnio nie przejął, ale nie ja ;-) Zapuściłem wici na forum i postawiono 2 diagnozy:
* wyrobione szczotki rozrusznika - wariant z tych łatwiejszych,
* wyrobiony wieniec koła zamachowego - wariant pesymistyczny, bo jego wymiana to opuszczanie skrzyni z reduktorem, kupno używanego wieńca, itd., itp. czyli coś koło 1 tys. zł nie wyjęte.

No i w końcu jakoś tydzień temu zdarzyło się, że musiałem kręcić 4 albo 5 razy żeby odpalić maszynę, więc stwierdziłem, że czas najwyższy dzwonić do Jarka :-) Trochę się martwiłem czy on ogarnia takie tematy ale jakież było moje zaskoczenie kiedy usłyszałem "no pewnie, a za płotem mam elektryka, który zajmuje się też rozrusznikami" :-) :-)
Reszta to już banał - termin umówiony, Jeep podstawiony Jarkowi o 8:30, a o 14:00 gotowy do odbioru! Zakładałem, że tradycyjnie czeka mnie wariant pesymistyczny, ale tym razem okazało się, że wieniec jest całkiem OK (przy wyjmowaniu rozrusznika można to ocenić), a wyrąbane były po prostu szczotki rozrusznika - elektryk stwierdził, że rozrusznik mógł umrzeć w każdej chwili, a zimy nie przetrzymałby na pewno. Wymiana szczotek, razem z bendiksem i robocizną wyniosła 250 zł. Niska cena jak na spokój ducha, że nie czeka mnie zwożenie Jeepa na lawecie z powodu głupiego rozrusznika!

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Nuuuuuuuuda

Przebieg: 238 870

To już prawie dwa miesiące bez żadnego posta na blogu, ale to dlatego że z Jeepem PO PROSTU NIC SIĘ NIE DZIEJE :-), normalnie nuda, ale oby trwała jak najdłużej. Wczoraj wróciłem z wakacji nad morzem, zrobione ponad 600 km i wszystko w jak najlepszym porządku, po prostu cały czas utwierdzam się w przekonaniu, że kupno Granda to był strzał w dychę!

czwartek, 8 maja 2014

Spalanie w CRD - cz. 1

Swego czasu, w poście "Fakty i mity" napisałem, że spalanie CRD, jeżdżącego głównie w trybie miejskim kręci się w okolicach 15 litrów/100 km. I była to oczywiście prawda, ALE prawda "zimowa" - moje obliczenia odnosiły się do okresu styczeń-kwiecień, kiedy było jeszcze dość zimno.
Jakież było moje zdziwienie :-) kiedy przy ostatnim tankowaniu uzyskałem taki wynik:
* km przejechane od ostatniego tankowania (oczywiście full) - 486.
* zatankowane paliwo (na full) - 60,42 l.

Tak tak - wynika stąd, że na przejechanie blisko 500 km zużyłem 60 litrów paliwa, czyli dokładnie licząc 12,4l / 100 km :-) :-) W tym ~120km było zrobionych w krótkiej trasie, a reszta tylko i wyłącznie w mieście. Czyli jest NIEŹLE :-) Oby tak dalej!

UZUPEŁNIENIE po dwóch latach: niestety ale to 120 km przejechane w trasie dość mocno wpłynęło na podany powyżej wynik. Po dwóch latach monitorowania spalania teraz już wiem, że przy 100% jazdy po mieście typowe spalanie to okolice 15l/100km.

niedziela, 4 maja 2014

PUCOWANIE JEEPa - rezultaty

Przebieg: 237 000

Wczoraj pogoda była w stylu "czasem słońce, czasem chmury" i na deszcz się nie zapowiadało więc mogłem w końcu wypucować Jeepa. I zacznę trochę nietypowo: wiadomo, że już sam tytuł wpisu kojarzy się od razu z wrażeniami wizualnymi więc część z Was może oczekiwać dokładnej fotorelacji - pierwotnie miałem w sumie taki zamiar ale niestety okazuje się, że baaaardzo ciężko jest zrobić reprezentatywne (obiektywne) zdjęcie lakieru samochodowego ;-) Robię różne zdjęcia, różnymi aparatami od kilkunastu lat ale ten temat prawie że mnie pokonał. Tak że z góry uprzedzam, że od strony fotograficznej materiał nie będzie tak pełny jak bym chciał.

1. PRZYGOTOWANIE LAKIERU.
Oczywiście zaczynamy od myjni, najlepiej ręcznej, z dobrym szamponem. Ja poszedłem tutaj na łatwiznę i wstawiłem Jeepa na szczotki. Potem pojeździłem z 15 minut żeby wysechł i zabrałem się do roboty. 
Najpierw oględziny lakieru i zlokalizowanie zanieczyszczeń, z którymi nie poradziła sobie myjka - te miejsca doczyściłem preparatem Spray&Clay Sonaxa czyli tzw. glinką ze specjalnym płynem. Tak to wygląda:


Fajnie to działa i nie jest wcale skomplikowane w "obsłudze" - rozpylasz płyn i jedziesz po nim tym żółtym czymś (glinką). Oczywiście jak już zacząłem szorowanie to z rozpędu przeleciałem ponad połowę auta :-)

Dalej na lakier poszedł "preparator" Sonaxa, czyli to mleczko. I tu pojawił się mały zonk - aplikacja jest prosta, działanie bardzo skuteczne (powierzchnia lakieru przy przesuwaniu po niej palcem "skrzypi" jak talerz dobrze wymyty Ludwikiem) ale niestety włazi we wszystkie możliwe szczeliny - efekt jest taki jak na zdjęciu poniżej:


Wszystkie szczeliny np. przy uszczelkach wypełniają się tym mleczkiem i wcale nie jest łatwo tak od razu je usunąć. Oczywiście tragedii nie ma bo szybko wysycha i się wykrusza ale jak widać nie do końca. Podejrzewam, że karcher bez problemu to wszystko wypłucze, ale wiadomo że nie chciałem tego robić od razu po nałożeniu ochrony więc później napiszę co i jak.

I tutaj powstaje pytanie czy przypadkiem nie wystarczyłoby użycie TYLKO tej glinki? Ja nie ryzykowałem bo na filmie instruktażowym Sonaxa używają mleczka niezależnie od glinki ...


2. NAŁOŻENIE OCHRONY.
W przypadku Collinita wszystko jest zgodne z oczekiwaniami: gąbką nabieramy wosku, rozprowadzamy po lakierze, po paru minutach polerujemy mikrofibrą i jest OK. Jeśli chodzi o Sonax to w instrukcji mówią żeby po ~15s od nałożenia "z wyczuciem" wypolerować szmatką. I tu pojawiają się 2 małe problemy:
* 15 sekund to dosyć mało, nawet mimo tego że pracujemy oczywiście na małych fragmentach karoserii, tak że w praktyce ciężko dotrzymać tego czasu,
* preparat po nałożeniu jest dość "tępy" dla mikrofibry i w związku z tym ciężko tu mówić o "polerowaniu z wyczuciem" - trzeba dosyć mocno dociskać szmatkę.
Jeśli chodzi o sam aplikator Sonaxa to jest średnio ergonomiczny - na dużych powierzchniach (typu maska) trzeba się namachać bo zbyt duży to on nie jest, a tam gdzie pojawiają się jakieś przetłoczenia blachy też trzeba się trochę namęczyć żeby je pokryć. Generalnie nakładanie Collinita było chyba przyjemniejsze.
W każdym razie po 4 godzinach :-) robota została zakończona i teraz mój Jeep wygląda tak:


W tych 4 godzinach zmieściło się także pokrycie wszystkich uszczelek specjalnym "kondycjonerem" do gumy oraz spryskanie zewnętrznych plastików jakimś sprayem kupionym na szybko na stacji benzynowej.
Tak jak wspomniałem zdjęcie nie oddaje w 100% stanu faktycznego - na żywo jest naprawdę SUPER - jestem zadowolony!


3. COLLINITE vs SONAX.
Pierwotnie spodziewałem się, że bez większych problemów będzie widać jakieś różnice, ale nic z tego. Ani na zdjęciach, ani gołym okiem nie sposób rozpoznać co lepsze - załączam zdjęcie; jeśli ktoś widzi jakąś różnicę to chętnie poczytam:


Tak że ewentualne różnice wyjdą pewnie z czasem, zwłaszcza po myciu samochodu, zobaczymy jak będzie po pierwszym karcherze - będę to oczywiście dokumentował.


I na koniec kilka PORAD, które wyszły w praniu podczas całej tej roboty:

1. Jeśli dotychczas wstawiałeś tylko auto na szczotki i cieszyłeś się z tego, że takie piękne wyjeżdza z myjni przygotuj się na SZOK. Podczas ostatecznego doczyszczania lakieru i przygotowywania podkładu prawdopodobnie przeżyjesz załamanie :-) Oczywiście przesadzam, ale jeśli masz auto używane od kilku lat to spodziewaj się:
* drobnych mikrorysek (właśnie od myjni) na CAŁYM lakierze, widocznych zwłaszcza w pełnym słońcu, np. coś takiego:



* sporej liczby odprysków lakieru, zwłaszcza na przedniej części maski - coś jak tutaj:



Tragedia, prawda? Na szczęście wystarczy odejść 2 metry od samochodu i jawi się on zupełnie inaczej:


Tak, to ta sama maska :-), sfotografowana na tym samym etapie pracy co na zdjęciach powyżej, tylko z większej odległości.

2. Na wypucowanie całego Jeepa zarezerwuj sobie jakieś 5 godzin, a jeśli lubisz robić takie rzeczy bez pośpiechu to i 6-7 nie będzie za dużo.

3. Nie bój się tzw. "glinki". Ja jak pierwszy raz o niej usłyszałem to stwierdziłem, że to już przesada, używać jakiejś gliny na lakierze. Dodatkowo pomyślałem, że musi to być nie wiadomo jak skomplikowane. A w praktyce to po prostu kawałek "plasteliny", który użyty na zwilżonym lakierze elegancko usuwa trudniejsze zabrudzenia.

4. I jeszcze uwagi dla fotografów:
* absolutnie unikaj zbliżeń lakieru w pełnym słońcu - aparat jest bezwzględny i wychodzą wtedy rzeczy, których normalnie tak nie odbieramy. To podobnie jak przy robieniu portretów dobrą lustrzanką - można się wręcz przerazić bo widać każdy por na skórze, a w rzeczywistości w ogóle tego nie zauważamy, nawet z bliska.
* niestety w cieniu rzucanym przez jakąś przeszkodę w słoneczny dzień też nie jest najlepiej - tutaj z kolei przekłamanie jest w drugą stronę: zdjęcia tracą na szczegółowości na tyle, że 12-letnie auto bez wosku (tylko po myjni) będzie wyglądało podobnie co świeżo nawoskowany dwulatek,
* na dzień dzisiejszy mogę stwierdzić, że najbardziej "obiektywne" zdjęcie wyszło mi na odkrytym terenie, w momencie kiedy dość mocno się zachmurzyło (to jest to zdjęcie z porównaniem Collinite vs Sonax).

czwartek, 1 maja 2014

PUCOWANIE - preparaty

Robi się coraz cieplej, więc czas najwyższy zająć się lakierem Jeepa! W moim przypadku ma to podwójne znaczenie ponieważ parkuję samochód w bliskim sąsiedztwie pola uprawnego! Poważnie - farmer je orze, sieje, potem zbiera itd. Efekt jest taki, że nie ma u mnie opcji typu myje auto i przez 2 tygodnie jest ładne. Każdy samochód na tym parkingu pokrywa się cienką warstwą wyraźnie widocznego kurzu praktycznie po 24 godzinach od umycia. A musielibyście widzieć jak wyglądają jak farmer w sierpniu wpada na to pole kombajnem :-) I niestety jest to kurz, który nie schodzi po szybkim karcherze (mam w pobliżu myjkę samoobsługową) - jakoś tak się "wżera", że strumień czystej wody nie jest w stanie całkowicie go zmyć - tylko pełne mycie na szczotkach. Z poprzednich samochodów mam już doświadczenia z różnymi specyfikami i wiem, że jak dla mnie REWELACYJNY jest Sonax Premium Class Nano - pamiętam, że jak kiedyś użyłem go na 11-letnim Foresterze to co niektórzy koledzy zgrzytali zębami jak stawałem obok ich wymuskanych 6-latków bo Forek wyglądał lepiej :-)
Jest tylko jeden "problem"... Czytając wątki "kosmetyczne" na forach samochodowych zauważyłem, że sporo osób BARDZO sobie chwali wosk Collinite476... Nie byłbym sobą gdybym tego nie zweryfikował :-) Tak więc na pewno większość auta pokryję Sonaxem (mam już do niego zaufanie), ale na jakąś część położę Collinita. Jeszcze nie wiem na jaką, ale chcę zrobić to tak żeby łatwo  można było porównać.

Krótki opis preparatów.


SONAX Premium Class Nano (~200 zł)
Według mnie najlepiej kupić zestaw taki jak na zdjęciu obok. Ma to taki plus, że w jednym kartoniku dostajemy WSZYSTKO co potrzebne - tylko umyć auto i można działać. Minus to oczywiście cena, ale biorąc pod uwagę, że w pudełku jest bardzo dobry podkład do przygotowania lakieru, gąbka do aplikacji właściwego preparatu i jeszcze 2 porządne szmatki z mikrofibry to wielkiej tragedii nie ma. Dodatkowo znajdziemy też płytkę DVD z filmem opisującym krok po kroku jak to wszystko zastosować - przydaje się żeby nie zgłupieć w stylu "czy ta gąbka jest do polerowania, czy do nakładania?".
Właściwego preparatu Nano nie opiszę w tej chwili ponieważ jest on w aplikatorze, którego nie chcę otwierać, natomiast jeśli chodzi o "preparator" to jest on bardzo podobny do mleczka do czyszczenia np. armatury kuchennej (jak CiF czy coś w tym stylu), może trochę bardziej gęsty, jak maść.


-----------------

Collinite 476s (~80 zł)
O ile wiem to nie można go kupić w gotowych zestawach. Na allegro sprzedawcy oferują go co najwyżej razem z aplikatorem (gąbka) oraz szmatką z mikrofibry (ja zakupiłem właśnie taki zestaw). Tak że trzeba pamiętać, żeby razem z nim kupić coś do przygotowania lakieru (np. glinkę, albo coś w tym stylu). Czyli do ceny trzeba doliczyć ze 40 zł. Oczywiście ponieważ podkład miałem z zestawu Sonaxa tego wydatku już nie ponosiłem.
Po otwarciu pudełka preparat przypomina właściwie ... markową pastę do butów :-) Zresztą jest chyba podobna marka do czyszczenia butów? Nieważne. Zapowiada się nieźle.





To na razie tyle - dzisiaj deszcz wisi w powietrzu, więc z pucowania nici, czekam na odpowiednią pogodę ...

PORADA - jeśli chcesz zastosować porządne środki do ochrony lakieru zapoznaj się dokładnie z wymogami ich aplikacji. Większość z nich "nie lubi" nakładania w pełnym słońcu, czy też deszczu zaraz po nałożeniu.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Diagnostyka przodu

Przebieg: 236 725

Przyszedł czas na sprawdzenie przedniego zawieszenia, do którego małe zastrzeżenia miał diagnosta podczas przeglądu. No to jazda na szarpaki... W tym momencie polecam stację diagnostyczną Koprasa w Dopiewie pod Poznaniem, chyba jednego z największych pasjonatów motoryzacji w Polsce - można by długo pisać o jego kolekcjach oraz o nim samym ale zrobili to już inni, np. tutaj
W każdym razie moim zawieszeniem zajął się sam Mistrz i ... nic nie znalazł! Stwierdził, że wszystko chodzi jak w zegarku, i że jeśli bardzo bym chciał to mogę ewentualnie pomyśleć o nowych amortyzatorach, ale to tak przyszłościowo. Normalnie aż głupio :mrgreen: - czyli jednak da się wyjechać Jeepem od mechanika bez zostawiania standardowego 1500 zł :mrgreen:! Aż sobie kupiłem z tej okazji butlę napoju wyskokowego. 
No nic, przy okazji rozpoznam temat amortyzatorów, ale to ze spokojem...

PS. Nie wiem czy to zasługa Jarka czy Kopras tak po prostu ma ale kiedy zapytałem ile płacę usłyszałem "zostawcie sobie na piwo"  :)

DYFERENCJAŁ - co każdy chłopiec wiedzieć powinien?

Mechanizm różnicowy, hmmm, większość z nas z grubsza orientuje się jak działa i do czego się przydaje. Wiadomo, że pozwala na to aby półosie jednej osi mogły obracać się z różną prędkością będąc jednocześnie napędzane jednym wałem. Jest parę fajnych filmików w sieci, które bardzo dobrze to pokazują. I wszystko jest jasne kiedy mówimy o normalnych warunkach pracy dyferencjału, czyli po prostu o jeździe auta na wprost albo na zakrętach. Gorzej jeśli wrócimy do rozważań z poprzedniego postu, czyli co się dzieje jeśli samochód stoi, wał napędowy stoi, a kręcą się tylko koła, pojedynczo albo razem ale w przeciwnych kierunkach?? Moja wyobraźnia się w tym momencie "skończyła". Dlatego postanowiłem zakupić małą pomoc naukową żeby to sprawdzić :-) :-). No i tak powstał krótki filmik - zapraszam do obejrzenia:




No i wszystko jasne :-)

UWAGA - mechanizm pokazany na filmiku to "goły" dyferencjał, który w takiej postaci NIE MA RACJI BYTU w napędach! Dlaczego? Ano dlatego, że w takim surowym mechanizmie różnicowym nic nie zapobiega sytuacjom, w których jedno koło stoi w miejscu a drugie się cały czas kręci. I w takim przypadku jeśli np. jednym kołem staniemy na lodzie, a drugim na czymś mniej śliskim mogłoby zdarzyć się tak, że cały moment z wału napędowego pójdzie na buksowanie kołem na lodzie (bo ma ono mniejszy opór tarcia)  a drugie koło będzie stało w miejscu - bezsens, zwłaszcza w aucie terenowym. Dlatego w dyferencjałach stosuje się dodatkowo różne rodzaje blokad (to nazwa potoczna, fachowo nazywa się je: mechanizmy różnicowe o zwiększonym oporze), które spinają półosie i nie pozwalają na wystąpienie opisanej sytuacji (np. sprzęgła wiskotyczne, wykorzystujące ciecze o lepkości, która zmienia się wraz ze zmianami temperatury).

sobota, 12 kwietnia 2014

Przegląd techniczny

Przebieg: 236 340

No to wybiła godzina przeglądu. W sumie to nie spodziewałem się żadnych niespodzianek bo auto było w ostatnim czasie kilkukrotnie przeglądane przez mechaników. Jedyne co mnie zastanowiło to jak typowa stacja diagnostyczna poradzi sobie z napędem na dwie osie. Najpierw pomyślałem, że załatwię to reduktorem, ale szybko wyprowadzono mnie z błędu :mrgreen: Okazuje się przełożenie dźwigni biegów na N odłącza skrzynię od silnika, a przełożenie reduktora na N odłącza skrzynię od reduktora i tyle - osie pozostają cały czas spięte sprzęgłem wiskotycznym, czyli napędzanie rolkami jednej osi spowoduje dołączenie drugiej i wyskok auta z rolek. No a potem zaczęła się dyskusja jak do tego podejść... Po przeczytaniu 4 stron wątku, które powstały w odpowiedzi na moje pytanie byłem właściwie w punkcie wyjścia bo pojawiły się teorie o uszkodzeniu reduktora przez takie badanie, o tym że diagności jak słyszą, że samochód ma taki napęd to w ogóle nie wpuszczają go na rolki tylko robią po prostu jazdę próbną, itd. itp. (chociaż były też prawidłowe rozwiązania "problemu", no ale utonęły w gąszczu różnych innych dziwnych teorii). 

Stwierdziłem więc, że jednak zaufam diagnoście (akurat ten, do którego jeżdżę sprawia wrażenie całkiem łebskiego faceta). A on nie miał żadnego problemu - coś tam poklikał i ustawił tak że jeśli rolki napędzają lewe koło to prawe rolki są "na luzie" i pozwalają żeby prawe koło kręciło się swobodnie w przeciwnym kierunku i potem to samo z drugą stroną.

A ponieważ trochę znam tego diagnostę to poprosiłem żeby zrobił przegląd zawieszenia w sposób DRASTYCZNY, siedział w kanale pod autem chyba z 5 minut i jedyne co stwierdził to "lekko luźne drążki kierownicze" (o ile dobrze pamiętam) i "jakiś minimalny wyciek", wszystko to na lewym przodzie... Oczywiście nie było to nic co uniemożliwiłoby pozytywną ocenę techniczną - przegląd został zaliczony bez żadnego problemu. Aczkolwiek i tak w przyszłym tygodniu przyjrzy się temu "przodowi"  kaczucha300td bo ja nie toleruję żadnych "lekkich" ani "minimalnych" usterek!


PORADA - jeśli przy przełączaniu reduktora z pozycji N w górę słyszysz taki wyraźny STUK to się nie przejmuj: to trzaskają zęby przekładni bo nie ma tam synchronizacji (dzięki za to info Gryzli).


POPRAWKA - Kolega agmar z wiadomego forum trochę mnie oświecił w temacie napędu w Jeepie i musiałem sprostować wpis: w QD nie ma opcji żeby koła jednej osi kręciły się w przeciwnych kierunkach! Normalny, "czysty" mechanizm różnicowy umożliwia taki numer, ale w Jeepie jest blokada vari-lok i kręcenie kołami w przeciwnych kierunkach to zdecydowanie ZŁY POMYSŁ. Tak że przy pozostawieniu drugiego koła na luźnych rolkach zacznie się ono kręcić W TYM SAMYM kierunku co koło napędzane, zacznie się również kręcić wał napędowy, co spowoduje że za chwilę dołączy się druga oś. No i teraz po prostu nie wiem dlaczego Jeep nie wyskoczył mi z tych rolek... Może prędkość rolek, tudzież czas ich działania były po prostu za małe...

środa, 9 kwietnia 2014

Na bieżąco

Ponieważ pomysł prowadzenia tego bloga powstał prawie 3 miesiące po zakupie wszystkie dotychczasowe wpisy miały charakter retrospektywny. Ale opisałem już wszystko co działo się z autem dotychczas i od tego miejsca wpisy będę starał się robić na bieżąco.

Jeep - klimatyzacja

18-03-2014 | Przebieg: 236 000

Podczas przeglądu klimy okazało się, że w układzie jest bardzo mało czynnika chłodzącego więc trzeba było to zdiagnozować. Serwisowcy zalali go więc azotem z jakimś dodatkiem żeby zobaczyć gdzie jest nieszczelność. Przez noc zleciało praktycznie wszystko i po krótkich poszukiwaniach stanęło na tym, że trafiona jest chłodnica. Oczywiście tradycyjnie cena oryginału mnie zabiła (chłodnica 2100 zł + osuszacz 600 zł) więc zacząłem szukać zamiennika - na forum Jeepa znalazłem namiar na firmę z Bydgoszczy. Z czystym sumieniem polecam bo firma ma spory wybór sprzętu dostępnego od ręki (a nie dopiero po ściągnięciu z zagranicy), bardzo sprawnie się komunikuje (odpowiedzi na maile przychodzą w ciągu 2-3 godzin) i nie ucieka od problemów.

Teraz tylko kwestia jaka ta chłodnica?? Bo z rozmów na forum wynika, że w WJ-tach można spotkać ich 3 rodzaje ... Kiedy jednak zadałem to pytanie w sklepie odpowiedź wskazała jednoznacznie na jeden typ (być może te inne rodzaje występują w innych rocznikach). Tak że w roczniku 2004 mamy "zespoloną chłodnicę oleju" (opis ze strony sklepu - zespoloną bo chłodzi też olej do wspomagania), taką jak na rysunku obok. Generalnie najlepiej sprawdzać jaki typ chłodnicy posiadamy patrząc, w których miejscach są gniazda węży i punkty mocowania.
Tak w ogóle to do wyboru dostałem zamienniki 3 różnych firm:
* AC PLUS (Korea, 12 mies. gwarancji) - 360 zł,
* NRF (Holandia, 24 mies. gwarancji) - 410 zł,
* NISSENS (Dania, 24 mies. gwarancji) - 460 zł.
A ponieważ Nissens robi (a przynajmniej robił) chłodnice na pierwszy montaż dla Porsche mój wybór był jasny :-)

Druga istotna kwestia przy wymianie chłodnicy klimy to tzw. OSUSZACZ. Kwestia jest istotna dlatego, że Jeep zaleca żeby "w razie poważnych rozszczelnień układu" wymieniać również osuszacz, który kosztuje 600 zł i NIE MA ZAMIENNIKÓW! Czyli w moim przypadku musiałbym wydać na to ustrojstwo więcej niż na całą chłodnicę! Na szczęście są ludzie, którzy tez przez to przechodzili i z ich doświadczeń wynika, że osuszacz trzeba wymieniać tylko jeśli auto jeździ z totalnie rozwaloną klimą i to przez dłuższy czas. W przypadku rozszczelnienia wystarczy porządnie przyłożyć próżnią (tak ze dwa razy dłużej niż normalnie) i jest git. Ja tak zrobiłem (serwisowcy zostali specjalnie przypilnowani) i wszystko gra!
Tak że z robocizną, dezynfekcją, uzupełnieniem czynnika zmieściłem się w 900 zł i był to taki wydatek satysfakcjonujący bo po pierwsze mam nową chłodnicę, a po drugie ustrzegło mnie to od śmierci pompy klimatyzacji, która zapewne by nastąpiła gdybym używał klimy nie wiedząc, że ucieka mi czynnik.

Specjalne podziękowania za pomoc w temacie klimatyzacji (i nie tylko) dla Kolegi GH_Stargard z forum Jeepa.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Wtryskiwacze w CRD

07-03-2014 | Przebieg: 235 700

Jak wiadomo silnik w Jeepie 2,7 CRD to rzędowa piątka 270-CDI Mercedesa. I jak to w dieslu: jeśli masz auto z przebiegiem w okolicach 200 tys. km to należy liczyć się z tym że podkładki pod wtryskiwaczami mogą już puszczać (zresztą same wtryskiwacze też powoli mogą się rozszczelniać - dzięki za wszystkie uzupełnienia Gryzli). Usunięcie tego problemu polega na wymianie kosztujących dosłownie parę złotych podkładek pod wtryskiwacze  i w sumie jest banalne... ale nie w Jeepie :-) A przynajmniej nie do końca. Chodzi o to, że amerykańscy konstruktorzy mieli chyba jakiś słabszy dzień i umieścili silnik w komorze w taki sposób, że swobodny dostęp jest tylko do wtryskiwaczy 1-3, a czwórka i piątka zachodzi pod podszybie i można wprawdzie je obejrzeć i zdiagnozować ale wyciągnąć nie ma jak...

No i teraz zgadnijcie, na którym wtryskiwaczu serwis wykrył mi nieszczelność podczas przeglądu silnika? Tak, OCZYWIŚCIE kuźwa na piątym! Pech ... 
No i co teraz? Generalnie są dwie szkoły:
a) zgodna ze sztuką - polega na opuszczeniu całego silnika, tak żeby uzyskać dostęp,
b) metoda typu "Polak potrafi" czyli, uwaga, wycięcie dziury w podszybiu, tak żeby można było wyjąć wtryskiwacze bez opuszczania silnika, przez tę dziurę.
I można się śmiać z tej drugiej metody, ale tylko dopóki nie usłyszy się o kosztach jakie niesie metoda pierwsza - serwis merca wycenił mi ją tak:
* podkładka wtryskiwacza, 5 szt. - 16 zł,
* demontaż/montaż wtryskiwaczy + uszczelnienie - 1500 zł.
Nie, nie pomyliły mi się zera ... i to w dodatku jest cena po maksymalnym rabacie jaki mógł mi dać kumpel. A wszystko przez to, że trzeba było opuszczać silnik. Oczywiście w warsztatach "u pana Stasia" cena takiej usługi waha się w okolicach 600-800 zł. Niestety nie znam żadnego "pana Stasia" sprawdzonego na tyle żeby powierzyć mu opuszczanie silnika i grzebanie przy wtryskiwaczach. Tym bardziej, że te ustrojstwa po takim okresie eksploatacji potrafią się zapiec tak, że są nie do ruszenia - też przeżyłem jeden dzień grozy kiedy chłopaki z serwisu zadzwonili mi, że ten lejący wtryskiwacz jest tak zapieczony, że nie wiedzą czy w ogóle dadzą radę go ruszyć bez uszkodzenia. No ale dali ...
I teraz mam wszystko szczelne, jak w nowym wozie :-)

A skoro auto stało w serwisie przez 3 dni to jeszcze kazałem zrobić 2 rzeczy:
* te sworznie zdiagnozowane na samym początku przez ASO. To już był pikuś, wyszło niecałe 1000 zł ;-),
* pełny przegląd klimy - i JAKŻE BY INACZEJ, okazało się, że z klimą nie jest dobrze... Ale o tym w następnym wpisie.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

JEEP WJ - Fakty i Mity

28-02-2014 | Przebieg: 235 700

Jeżdżę Jeepem już prawie 2 miesiące więc jestem już starym wyjadaczem :-) To oczywiście żart ale do paru z tych bardziej ogólnych obiegowych opinii o aucie mogę się ustosunkować. Pierwszą z nich i jednocześnie NAJBARDZIEJ CHYBIONĄ jest:

1. Grand Cherokee to wielka krowa - NIC BARDZIEJ MYLNEGO!
Owszem, wrażenie "wielkości" jest bezdyskusyjne, ale zacząłem się nad nim zastanawiać od momentu kiedy stanąłem na parkingu obok jakiegoś Avensisa kombi, który wydał mi się wręcz dłuższy od Jeepa! Poprzeglądałem wymiary różnych aut i mocno się zdziwiłem. Myślę, że też się zdziwicie jeśli powiem, że stara dobra Octavia kombi jest ... tak tak, DŁUŻSZA i SZERSZA niż Grand! Wystarczy spojrzeć na poniższe rysunki (rysunki nie są w tej samej skali - trzeba patrzeć na wymiary):



Jeep WJ vs Octavia III kombi - rozmiary.
Owszem na rysunku jest Octavia trójka, która lekko urosła w stosunku do dwójki, ale powiedzmy sobie szczerze, że Skoda nie jest akurat największą z limuzyn jeżdżących po drogach ... A najlepsze, że pomimo to wnętrze Jeepa jest bardzo obszerne - prawdopodobnie amerykanie zastosowali tutaj jakieś zaginanie czasoprzestrzeni :-) :-) A tak poważnie to wrażenie "wielkości" Jeepa bierze się chyba po prostu stąd, że jest o jakieś 30 cm wyższy od plaszczaków.


2. Grand Cherokee to samochód terenowy - Hmmm...
Nie jestem off-roadowcem więc nie będę się wymądrzał (wiem, że są Grandy z tak podrasowanym zawieszeniem, że w terenie mogą odstawiać numery prawie że przeczące prawom fizyki :-) ale jeśli mówimy o modelach seryjnych to podejrzewam, że jeśli wpadniesz Jeepem na leśną, podziurawioną drogę z prędkością 60 km/h to zostawisz na niej zawieszenie tak samo szybko jak zwykła osobówka, no, może 100 metrów dalej). Powiem tylko co jest fajne z punktu widzenia mieszczucha:
a) duży prześwit - oczywiście GENIALNA sprawa na wszelkie wysokie krawężniki, albo różne "niespodzianki" na drodze. Mieszkam na osiedlu, na którym developerzy wybudowali bloki, ale drogi pozostawili nieutwardzone i jeżdżąc tu seatem całkiem często zdarzało mi się przeszorować podwoziem o glebę, a żeby tego uniknąć czasami trzeba było toczyć się dosłownie 10km/h. To samo jeśli chodzi o nieutwardzone miejsca, powiedzmy, parkingowe - zwłaszcza po deszczu ziemia przy krawężnikach tak się osuwa, że długie metry parkingów są wolne bo nie sposób tam wjechać bez walnięcia podwoziem w krawężnik albo nawet lekkiego zawieszenia się. W Jeepie wszystkie takie miejsca są moje :-)
b) napęd na 2 osie - sprawdza się nie tylko w trudnym terenie. Wystarczy, że zostawię auto na "parkingu", który jest właściwie kawałkiem łąki i w nocy spadnie ulewny deszcz. Rano trzeba się wtedy czasami nieźle namęczyć żeby wygrzebać jednoosiowca z błota. W Jeepie przestaje się w ogóle myśleć o takich problemach :-) Oczywiście nie muszę chyba wspominać o tym jak napęd 4x4 zachowuje się zimą; do dzisiaj pamiętam jak kiedyś wyjeżdżając seatem z parkingu musiałem stanąć na podjeździe (pochylenie max. 15 stopni) żeby przepuścić ludzi na chodniku. I tak jak stanąłem tak zostałem, dopóki parę osób mnie nie popchnęło. A wcale nie był tam jakiegoś lodu, tylko ubity śnieg. W Jeepie o tego typu problemach również się zapomina.


3. Silnik 2,7 CRD pali poniżej 10 litrów na setkę - I tak, i nie :-)
Piszę o tym ponieważ dość często można w ogłoszeniach sprzedażowych wyczytać informację typu "ekonomiczny silnik, spalanie 9l/100km" itp. I w zasadzie jest to częściowa prawda - jeśli robisz dziennie 50 km po niezbyt uczęszczanych drogach, z dwoma sygnalizatorami świetlnymi na krzyż po drodze to jest szansa, że zamkniesz się w tych 10 litrach. Kiedy jestem w trasie i jadę sobie spokojne 90-110 km/h to na komputerze widzę bardzo przyjemne 8-9 l/100. Niestety 80% czasu jazdy Jeepem marnuję na stanie w poznańskich korkach - a wtedy na komputerze rzadko kiedy widzę mniej niż 14 l/100. A w praktyce, jak spojrzę na zapiski z tankowań wychodzi coś około 15. Ale wiecie co Wam powiem? Mam to gdzieś, Jeep jest warty płacenia za takie spalanie :-)
SPROSTOWANIE - jeśli chodzi o te "zapiski z tankowań" to odnosiły się one do okresu luty-kwiecień, czyli kiedy było dość zimno (okolice zera stopni). W momencie kiedy piszę to sprostowanie (początek maja) właśnie uzyskałem wynik 12,4 litra/100 km - czyli może jednak latem będzie lepiej :-) Będę to śledził i opisywał w blogu.

--------------------

UZUPEŁNIENIE - poprosiłem o rzut oka na blog bardziej doświadczonych użytkowników Jeepa i kilku z nich (pozdrawiam Gryzli i GCLucas :-) ) trochę się na mnie oburzyło, że w punkcie 2 zdecydowanie spłyciłem możliwości terenowe Granda. Najlepiej będzie jak po prostu przytoczę ich słowa:

GCLucas:
Myślę, że trochę zaniżyłeś zdolności terenowe seryjnego Granda ;) Jeep spokojnie poradzi sobie z naprawdę wymagającym terenem, natomiast z twojego opisu wynika, że WJ jest jak każdy mały cross-over, krawężniki, trochę błota, nieutwardzone drogi... to są zdolności terenowe, ale Toyoty RAV4 a nie granda ;)
Myślę, że piaskownie, leśne wertepy oraz lekkie przeprawy przez rzekę to bardziej zdolności terenowe seryjnego Grand Cherokee.

A Kolega Gryzli pozwolił na umieszczenie filmiku, który pokazuje możliwości jego seryjnego Jeepa:

https://www.youtube.com/watch?v=iAdB8PN9JtA

I jeszcze jego komentarz do tego filmiku: 
... ravka nie dała by rady bo nie ma reduktora, ciągnie na przód i tył dopina z opóźnieniem - od razu siedzi w tym piachu po silnik. Pod tą górkę nawet patrol diesel nie wyjechał ...


Dziękuję bardzo Panowie!