wtorek, 8 kwietnia 2014

Wtryskiwacze w CRD

07-03-2014 | Przebieg: 235 700

Jak wiadomo silnik w Jeepie 2,7 CRD to rzędowa piątka 270-CDI Mercedesa. I jak to w dieslu: jeśli masz auto z przebiegiem w okolicach 200 tys. km to należy liczyć się z tym że podkładki pod wtryskiwaczami mogą już puszczać (zresztą same wtryskiwacze też powoli mogą się rozszczelniać - dzięki za wszystkie uzupełnienia Gryzli). Usunięcie tego problemu polega na wymianie kosztujących dosłownie parę złotych podkładek pod wtryskiwacze  i w sumie jest banalne... ale nie w Jeepie :-) A przynajmniej nie do końca. Chodzi o to, że amerykańscy konstruktorzy mieli chyba jakiś słabszy dzień i umieścili silnik w komorze w taki sposób, że swobodny dostęp jest tylko do wtryskiwaczy 1-3, a czwórka i piątka zachodzi pod podszybie i można wprawdzie je obejrzeć i zdiagnozować ale wyciągnąć nie ma jak...

No i teraz zgadnijcie, na którym wtryskiwaczu serwis wykrył mi nieszczelność podczas przeglądu silnika? Tak, OCZYWIŚCIE kuźwa na piątym! Pech ... 
No i co teraz? Generalnie są dwie szkoły:
a) zgodna ze sztuką - polega na opuszczeniu całego silnika, tak żeby uzyskać dostęp,
b) metoda typu "Polak potrafi" czyli, uwaga, wycięcie dziury w podszybiu, tak żeby można było wyjąć wtryskiwacze bez opuszczania silnika, przez tę dziurę.
I można się śmiać z tej drugiej metody, ale tylko dopóki nie usłyszy się o kosztach jakie niesie metoda pierwsza - serwis merca wycenił mi ją tak:
* podkładka wtryskiwacza, 5 szt. - 16 zł,
* demontaż/montaż wtryskiwaczy + uszczelnienie - 1500 zł.
Nie, nie pomyliły mi się zera ... i to w dodatku jest cena po maksymalnym rabacie jaki mógł mi dać kumpel. A wszystko przez to, że trzeba było opuszczać silnik. Oczywiście w warsztatach "u pana Stasia" cena takiej usługi waha się w okolicach 600-800 zł. Niestety nie znam żadnego "pana Stasia" sprawdzonego na tyle żeby powierzyć mu opuszczanie silnika i grzebanie przy wtryskiwaczach. Tym bardziej, że te ustrojstwa po takim okresie eksploatacji potrafią się zapiec tak, że są nie do ruszenia - też przeżyłem jeden dzień grozy kiedy chłopaki z serwisu zadzwonili mi, że ten lejący wtryskiwacz jest tak zapieczony, że nie wiedzą czy w ogóle dadzą radę go ruszyć bez uszkodzenia. No ale dali ...
I teraz mam wszystko szczelne, jak w nowym wozie :-)

A skoro auto stało w serwisie przez 3 dni to jeszcze kazałem zrobić 2 rzeczy:
* te sworznie zdiagnozowane na samym początku przez ASO. To już był pikuś, wyszło niecałe 1000 zł ;-),
* pełny przegląd klimy - i JAKŻE BY INACZEJ, okazało się, że z klimą nie jest dobrze... Ale o tym w następnym wpisie.

2 komentarze: